**Dzisiejszy wpis w pamiętniku:**
— Mamo, tylko nie mów, iż zapomniałaś! — wrzasnęła Kinga, wpadając do przedpokoju i zrzucając z ramion markową torebkę. — No mamo! Przecież przypominałam ci miesiąc temu!
Halina Kowalska powoli odwróciła się od lustra, gdzie poprawiała siwe włosy. Dłonie drżały jej lekko, ale wzrok pozostał spokojny.
— O czym mówisz, Kinguś? — zapytała cicho.
— Jak to o czym?! — Kinga cisnęła torebkę na kanapę. — O urodzinach Kacpra! Jutro kończy piętnaście lat! A ty co, znowu bujasz w obłokach?
— Ależ pamiętam… — Halina usiadła w fotelu, składając dłonie na kolanach. — Tylko myślałam, iż może nie warto tak się rozpędzać…
— Nie warto?! — Kinga zatrzymała się na środku pokoju, wpatrując się w matkę. — To mój syn! Twój wnuk! Piętnaście lat! A ty mówisz — nie warto?
Halina westchnęła. Wiedziała, co teraz nastąpi. Jak zawsze, gdy Kinga przyjeżdżała z wnukiem na weekend. Córka od zawsze była impulsywna, wymagająca. A po rozwodzie stała się jeszcze trudniejsza.
— Kinga, uspokój się. Wszystko pamiętam. I prezent kupiłam, i tort zamówiłam w cukierni — powiedziała zmęczonym głosem. — Tylko zastanawiam się, czy on w ogóle chce wielkiego świętowania? Stał się taki cichy ostatnio…
— Cichy? — prychnęła Kinga. — To nastolatek! Wszystkie nastolatki są ciche przy dorosłych. Ale to nie znaczy, iż nie trzeba świętować! Wręcz przeciwnie — trzeba pokazać, iż go kochamy!
Z korytarza dobiegł skrzyp podłogi. W drzwiach stanął Kacper — wysoki, chudy, z niesfornymi ciemnymi włosami i poważnymi oczami, takimi jak jego ojciec.
— Cześć, babciu — mruknął, rzucając krótkie spojrzenie na matkę. — O co tyle krzyku?
— Nie krzyczymy, tylko planujemy twoje przyjęcie — Kinga natychmiast zmieniła ton, głos stał się przesłodzony. — Jutro przecież twoje urodziny, słoneczko! Babcia zamówiła tort, ja przywiozłam prezenty…
— Nie trzeba mi nic — burknął Kacper, siadając na brzegu kanapy. — Obędę się bez tego.
— Jak to obędziesz się?! — oburzyła się Kinga. — Piętnaście lat! To ważna data!
Kacper wzruszył ramionami i wbił wzrok w telefon. Halina spojrzała na wnuka z niepokojem. Coś było nie tak. Od kilku miesięcy przyjeżdżał coraz bardziej zamknięty w sobie, ledwie rozmawiał, a z matką komunikował się monosylabami.
— Kacperku, a co byś chciał w prezencie? — zapytała łagodnie.
— Nic — odparł, nie podnosząc wzroku.
— Jak to nic? — Kinga usiadła obok syna. — Może nowy telefon? Albo komputer?
— Mamo, daj spokój — mruknął Kacper i wstał. — Idę do siebie.
— Gdzie do siebie? — Kinga zerwała się na równe nogi. — Dopiero co przyjechaliśmy! Lepiej zaplanujmy, kogo zaprosić…
— Nikogo nie trzeba zapraszać! — Kacper odwrócił się gwałtownie. — Jasne? Nikogo! Chcę być sam!
— Ale dlaczego? — zagaiła Kinga zdezorientowana. — Wcześniej lubiłeś imprezy…
— Wcześniej… — Kacper skrzywił się. — Wcześniej wiele rzeczy było inaczej. A teraz nie trzeba udawać, iż te wasze urodziny nas wszystkich tak cieszą.
Wyszedł, trzasnąwszy drzwiami. Kinga stała na środku pokoju z otwartymi ustami.
— Co się z nim dzieje? — zwróciła się do matki. — Przecież zawsze był taki radosny!
Halina ciężko westchnęła. Widziała, jak wnuk się zmienia. Jak cierpi przez rozwód rodziców, jak miota się między matką a ojcem, jak męczy go ich wzajemne oskarżenia.
— Kinga, usiądź — poprosiła. — Porozmawiajmy.
— O czym? — Kinga nerwowo chodziła po pokoju. — Wszystko jasne! Robert go przeciwko mnie nastawia! Wiem, jak on potrafi!
— To nie w Robercie rzecz — ostrożnie zaczęła Halina. — Kacper jest po prostu zmęczony. Waszymi kłótniami, ciągłymi przeprowadzkami…
— Jakimi kłótniami? — oburzyła się Kinga. — Nie kłócimy się! Rozstaliśmy się cywilizowanKiedy Kinga w końcu zadzwoniła do Roberta, głos jej drżał, ale Kacper, siedzący obok, ścisnął jej dłoń, a w jego oczach pojawiła się nadzieja, której nie widziała od miesięcy.