Obca matka

polregion.pl 2 tygodni temu

– Co ty wygadujesz, mamo?! – wybuchnęła Ewa, chwytając się oparcia krzesła. – Jaka obca? Przecież jestem twoją córką!

– Nie krzycz na mnie! – Wanda Piotrowska machnęła ręką, choćby nie podnosząc wzroku z gazety. – Powiedziałam, co powiedziałam. A ty kim jesteś, żeby mi rozkazywać?

– Mamo, co się dzieje? – do pokoju wbiegł Marek, mąż Ewy. – Sąsiedzi już stukają w ścianę!

– Niech stukają – burknęła starsza kobieta. – U siebie mówię, co chcę.

Ewa osunęła się na kanapę, czując, jak uginają się pod nią nogi. Wszystko zaczęło się od drobiazgu – poprosiła matkę, żeby nie wyrzucała resztek zupy, chciała odgrzać ją jutro. W odpowiedzi usłyszała coś, w co do tej pory nie mogła uwierzyć.

– Mamo, może ciśnienie podskoczyło? – delikatnie zapytała Ewa. – Brałaś leki?

– Jakie ciśnienie? – Wanda Piotrowska w końcu odłożyła gazetę i spojrzała na córkę zimnym wzrokiem. – Mówię wyraźnie – jesteś mi obca. I zawsze nią byłaś.

Marek wymienił z żoną spojrzenie. Przez trzydzieści lat znajomości z teściową widział ją w różnych humorach, ale takiego wybuchu jeszcze nie było.

– Wando, może wezwać lekarza? – zaproponował. – Jesteś jakaś nieswoja.

– Jestem przy zdrowych zmysłach! – warknęła starsza kobieta. – Dość już tej udawanej rodzinnej sielanki!

Ewie ściśnęło się w gardle. W głowie kołatała się jedna myśl: czy mama naprawdę tak myśli? Czy całe życie udawała, iż ją kocha?

– Mamo, co ty mówisz? – głos jej drżał. – Zawsze byłam przy tobie. Opiekowałam się, gdy byłaś chora. Pomagałam finansowo, przynosiłam zakupy…

– Właśnie! – Wanda zerwała się z krzesła, gazeta spadła na podłogę. – Robiłaś to z litości! Myślałaś, iż musisz! Po co mi taka opieka?

– Z litości? – Ewa nie wierzyła własnym uszom. – Mamo, jak możesz? Kocham cię!

– Kłamiesz! – starsza kobieta podeszła do okna i wpatrzyła się w podwórko. – Nikt mnie nie kocha. choćby ty.

Marek delikatnie wziął żonę za rękę. Ewa była blada jak ściana, trzęsła się.

– Chodź do kuchni – szepnął. – Daj jej ochłonąć.

– Nie – Ewa wstała. – Mamo, wyjaśnij mi, o co chodzi. Dlaczego tak mówisz?

Wanda Piotrowska powoli się odwróciła. Na jej twarzy pojawił się dziwny grymas.

– Co mam wyjaśniać? Myślisz, iż nie słyszałam, jak o mnie mówisz? Stara, schorowana, tylko zawadza?

– Nigdy tak nie mówiłam!

– Ach, daj spokój! – machnęła ręką. – Słyszałam was z mężem. Szeptaliście w kuchni, myśleliście, iż nie słyszę. A ja jeszcze dobrze słyszę, wbrew pozorom.

Marek zmarszczył brwi. Próbował sobie przypomnieć, o czym rozmawiali, iż tak rozzłościło teściową.

– O czym mówiliśmy? – zapytał.

– Nie pamiętasz? – Wanda zmrużyła oczy. – O tym, żeby wsadzić mnie do domu starców. Że wam przeszkadzam.

Ewa westchnęła. Rzeczywiście, miesiąc temu rozmawiali z Markiem na ten temat. Ale nie dlatego, iż chcieli się matki pozbyć, tylko ze względu na jej stan zdrowia. Wanda coraz częściej zapominała wyłączyć gaz, nie poznawała sąsiadki, z którą przyjaźniła się od lat.

– Mamo, nie chcieliśmy cię nigdzie wysyłać – próbowała wytłumaczyć Ewa. – Martwiliśmy się tylko…

– Nie zawracaj mi głowy! – przerwała starsza kobieta. – Wszystko zrozumiałam! Mam dość was i waszej udawanej troski!

– Wando, przecież wiesz, iż cię kochamy – wtrącił się Marek. – Ewa nie odchodziła od ciebie, gdy chorowałaś. Nie spała po nocach.

– Z obowiązku! – odcięła się. – Bo tak wypada! Ale prawdziwej miłości od niej nie widziałam!

Ewa poczuła, iż oczy zaczynają jej łzawić. Jak można mówić coś takiego? Całe życie starała się być dobrą córką. choćby gdy było ciężko, choćby gdy własne dzieci wymagały uwagi, zawsze znajdowała czas dla matki.

– Mamo, dlaczego tak mówisz? – głos jej zadrżał. – Co ci złego zrobiłam?

– A co dobrego? – starsza kobieta wróciła do fotela. – Żyjesz swoim życiem, przychodzisz, gdy trzeba, pytasz obowiązkowo o zdrowie. I myślisz, iż to wystarczy?

– Ale codziennie dzwonię! Kupuję lekarstwa, wzywam lekarzy!

– Formalności! – Wanda pokręciła głową. – A gdzie twoja dusza? Kiedy ostatnio przyszłaś tak po prostu, żeby napić się herbaty i porozmawiać?

Ewa zamyśliła się. Ostatnio ich spotkania sprowadzały się do spraw codziennych – leki, wizyty u lekarza, drobne naprawy.

– Mamo, mam swoją rodzinę, pracę…

– Właśnie! – przerwała starsza kobieta. – Ty masz wszystko, a ja kogo mam? Nikogo! Siedzę sama w czterech ścianach i czekam, aż córka raczy wpaść!

– To przeprowadź się do nas! Ile razy proponowaliśmy!

– Po co? Żeby być ciężarem? Żeby wnuki patrzyły krzywo, a zięć wzdychał?

Marek chciał coś powiedzieć, ale Wanda go uprzedziła.

– Myślisz, iż nie widzę? Jak przychodzisz, wszystko robisz w pośpiechu i uciekasz. Jakby to była kara!

Ewa usiadła na kanapie i zakryła twarz dłońmi. W słowach matki była nuta prawdy – i to bolało najbardziej. Rzeczywiście często się spieszyła, myśląc o swoich sprawach.

– Starałam się pomóc ci we wszystkim – cicho powiedziała.

– Pomóc! – Wanda prychnęła. – A porozmawiać ze mną jak z człowiekiem? Zapytać, co u mnie, jak się czuję? Opowiedzieć o swoim życiu?

– Opowiadałam…

– Co opowiadałaś? Że w pracy mało płacą, iż Zosia ma złe oceny, iż kredyt cięży. A o sobie? O tym, co cię cieszy, martwi, zasmuca?

Ewa podniosła głowę. Matka patrzyła na nią z rozpaczą w oczach.

– Myślałam, iż cię to nie interesuje…

– Nie interesuje? – starsza kobieta podeszła do córki. – Czuję każdą twoją emocję! Widzę, kiedy jesteś smutna, kiedy radosna. Ale ty się ze mną tym nie dzielisz!

– Nie chEwa przytuliła matkę mocno, czując, jak ich łzy mieszają się na policzkach, i w tej chwili zrozumiała, iż prawdziwa miłość zaczyna się od szczerej rozmowy.

Idź do oryginalnego materiału