Po ośmiu latach miłości po prostu odszedł… Rzekł, iż „tak będzie lepiej”

newsempire24.com 3 tygodni temu

Dziś mija tydzień, odkąd się rozstaliśmy. Osiem lat miłości, wspólnych chwil, marzeń – a on po prostu odszedł. Powiedział: „Tak będzie lepiej”.

Nazywam się Weronika Kowalska, mam 27 lat, mieszkam w Poznaniu i czuję, jakby coś we mnie umarło, ale nikt tego nie widzi. Moja historia wydaje się banalna – pewnie tysiące osób przeżyło coś podobnego. Ale gdy ból dotyka właśnie ciebie, nie ma w nim nic zwyczajnego. Rozrywa od środka, odbiera sen, sprawia, iż każdy poranek to walka.

Spędziłam osiem lat z człowiekiem, którego uważałam za swoją drugą połowę. Miał na imię Jakub. Poznaliśmy się, gdy miałam dziewiętnaście lat, i od tamtej pory byliśmy nierozłączni. Przeszliśmy razem przez wszystko: pierwsze wynajęte mieszkanie, studenką biedę, nieprzespane noce przed egzaminami, pierwsze prace, pierwsze życiowe potknięcia. Dorastaliśmy razem. Znał mnie jak nikt. Wierzyłam, iż jeżeli coś jest wieczne, to właśnie my.

A potem, tydzień temu, po prostu się skończyło.

Usiadł obok i powiedział spokojnie:
„Wera, musimy się rozstać. Nie widzę naszej przyszłości. Kocham cię, ale to już nie to… To będzie lepsze dla nas obojga.”

Zamarłam. Nagle w pokoju zabrakło powietrza. Nic nie rozumiałam. Nie kłóciliśmy się. Nie było zdrady, dramatów, kłamstw. Wydawało mi się, iż jesteśmy szczęśliwi. Każdego dnia mówił, iż mnie kocha. Każdej nocy zasypiał ze mną w ramionach. Czy to wszystko było kłamstwem?

„Znalazłaś się ktoś inny?” – spytałam.

Spuścił wzrok. „Nie. Po prostu… wszystko się zmieniło. Nie potrafię tego wytłumaczyć. Już nie czuję tego, co kiedyś.”

A ja przez cały czas czuję. Kocham go. Nie tak, jak w młodości – szaleńczo, z ogniem w żyłach. Teraz to coś innego – głębokiego, spokojnego, jak oddech, jak nawyk. On był moją rodziną. Moją przyszłością. A może tylko tak mi się wydawało?

W głowie kłębią się pytania. Może kłamie? Może zakochał się w innej? A może po prostu przeraziła go odpowiedzialność? Może ktoś mu wmówił, iż życie zaczyna się po trzydziestce, a ja byłam tylko częścią przeszłości, której trzeba się pozbyć?

Ale dlaczego nie powiedział prawdy? Dlaczego zostawił mnie w tej pustce, gdzie wszystko się wali, ale nie ma się czego złapać?

Próbowałam rozmawiać. Błagałam, żeby wytłumaczył. Chciałam zrozumieć. Dać nam szansę – walczyć, odbudować to, co było. Ale on był spokojny. Zbyt spokojny. I to właśnie było najgorsze.

„Po prostu doszliśmy do końca. Nie szukaj winnych” – powiedział.

Ale skoro nikt nie zawinił, dlaczego czuję się jak skazana?

Teraz jestem sama. Wracam do domu, a wszystko przypomina mi o nim. Jego kubek, którego nigdy nie umył. Jego poduszka, której nie potrafię wyrzucić. Jego szczoteczka do zębów, na którą nie podniosę ręki. choćby cisza w mieszkaniu brzmi jego głosem.

Idę do pracy, załatwiam sprawy, uśmiecham się do ludzi. Wszyscy myślą, iż wszystko gra. A we mnie pustka. Taka, iż chce się wyć.

Czytam w internecie historie innych. Ktoś przeżył zdradę, ktoś śmierć ukochanej osoby, ktoś rozwód z dziećmi. Próbuję sobie wmówić, iż mój ból nie jest najgorszy. Że dam radę. Że czas goi rany. Ale na razie nie jest lżej.

Najbardziej boli nie strata, ale brak zrozumienia. Byliśmy przecież jednością. Jak można tak po prostu odejść? Bez próby naprawy. Jak można kochać przez osiem lat i postawić kropkę?

Nie piszę tego, żeby wzbudzać litość. Nie wiem tylko, jak przetrwać to milczenie. To pytanie bez odpowiedzi: dlaczego?

Jeśli ktoś to czytał i przeżył coś podobnego – powiedzcie, jak sobie poradziliście? Jak znów uwierzyliście, iż miłość to nie kaprys, ale coś prawdziwego?

Nie wiem jeszcze, jak żyć dalej. Ale wiem jedno – moje uczucie było prawdziwe. Kochałam naprawdę. A jeżeli on tego nie docenił – to on stracił więcej. Bo ja wciąż potrafię kochać. A on… po prostu uciekł.

Idź do oryginalnego materiału