Już trzecią godzinę Kasia i Dawid wyjaśniali sobie wzajemne pretensje. Dawid skłaniał się ku rozwodowi, tym bardziej iż miał ku temu powód. Choć pobrali się jedenaście lat temu, dzieci nie mieli. Ale do rozwodu byli bliżej niż kiedykolwiek. Dawid już wiedział, iż niczego nie da się naprawić.
Kasia bardzo chciała mieć dziecko, ale się nie udawało. Za każdym razem powoli rozluźniała dłoń i z nadzieją graniczącą z rozpaczą patrzyła na malutkie okienko na białym teście.
Choć lekarz mówił jej:
— Trzeba wierzyć do końca — ona przestała wierzyć.
I wtedy zapadła długa cisza.
Po siedmiu latach małżeństwa Kasia i Dawid coraz częściej się kłócili. Potrafili rozpocząć awanturę choćby o błahy powód. Ale w końcu wylewali na siebie całą nagromadzoną złość i ból, a potem milkli na długo.
Rozwód był nieunikniony.
Ostatnio coraz częściej milczeli, prawie na siebie nie patrzyli i cicho krzątali się po mieszkaniu. Wtedy właśnie Kasia postanowiła zdradzić męża.
— Mam już tego dość, Aniu — skarżyła się przyjaciółce. — Nie mogę na niego patrzeć, a on jakby w depresji. Ciągle milczy, wpatrzony w laptop. Co to za życie?
— Kasiu, na twoim miejscu po cichu znalazłabym sobie kogoś innego. Może choćby zaszłabyś w ciążę, jakbyś zmieniła faceta — radziła Anna.
— A to tak można? — zdziwiła się Kasia.
— A kto to wie? Może i można — beztrosko odpowiedziała przyjaciółka. Ona nie miała się o co martwić — miała córkę, choć z mężem już się rozwiodła.
Kasia milczała, ale wewnątrz coś ją gryzło.
— No cóż… Z Darkiem same kłótnie. Myślę, iż gdybym mu teraz powiedziała o rozwodzie, od razu by się zgodził.
— Więc słuchaj, dziś wieczorem idziemy do kawiarni. Spotkam się z Jackiem, on przyjdzie z kolegą, więc was poznamy. Trzeba wnieść trochę koloru w twoje nudne życie.
Tymi kolorami stał się związek z Michałem. Kasia myślała, iż nie będzie zdolna do zdrady, choć była zła na Dawida. Okazało się jednak, iż to proste. Wszystko się potoczyło, choćby nie zauważyła, jak życie stało się lżejsze i jaśniejsze.
Zdradzała męża, wracała późno do domu, aż w końcu Dawid nie wytrzymał.
— Kasia, odchodzę. Rozstańmy się jak dorośli ludzie. Spokojnie, bez awantur. Nie mamy czego dzielić — dzieci nie ma, mieszkanie jest twoje — powiedział stanowczo. Zrozumiała, iż ta decyzja dojrzewała w nim od dawna.
Prawdę mówiąc, Dawid odpowiadał jej również finansowo. Zarabiał bardzo dobrze. Michał, z którym się spotykała, coraz bardziej od niej zależał, ciągle obiecując, iż zaraz dostanie dużą sumę. Umiał też pięknie opowiadać bajki, zwłaszcza gdy kobiety słuchały i wierzyły mu — przystojnemu, młodemu mężczyźnie. Był czarujący i kochliwy.
— Zaczekaj, Darku, porozmawiajmy — jakoś nie chciała rozwodu.
— Nie, Kasia. Zdrady nie wybaczę.
— Zdrady? Skąd wziąłeś, iż cię zdradziłam? — była pewna, iż mąż siedzi w swoich programach, w końcu był informatykiem, a jego mózg nieustannie pracował.
Nie wiedziała, iż powiedział mu o tym jego kolega Piotrek, który nie raz widział jego żonę w kawiarni z innym, zachowującą się bardzo swobodnie. Trudno było tego nie zauważyć, gdy żona wracała czasem bardzo późno.
— Kasiu, nie rób scen. Widzę, iż w tym też jesteś mistrzynią. Wiem wszystko. Zostawiam cię, złożę pozew. Żyj, jak chcesz. Nie będziesz się nudzić, jestem pewien, iż Ania ci w tym pomoże — żona patrzyła na niego zaskoczona. Skąd on to wszystko wiedział?
— Wychodzę — wziął walizkę i torbę, spakowane jeszcze wczoraj, gdy długo jej nie było, i wyszedł z mieszkania, zostawiając klucze na komodzie.
Wrzucił bagaż do bagażnika i ruszył z miejsca.
**Na wieś, w głuszę z kotem**
— No, nie wyszło. Bywa. Przeżyję. I tak już mi się to znudziło — myślał Dawid, patrząc przed siebie na drogę. — Pojadę na wieś, zrobię remont w domu. Jak to dobrze, iż go nie sprzedałem, a przecież byli chętni. Chyba przeczuwałem, iż sam będę go potrzebował. Za wcześnie odeszli… Doprowadzę dom do porządku, będę jeździł na ryby, zbierał grzyby, może choćby kurki sobie sprawię. A co mi tam — młody, nieżonaty, w najlepszym wieku — trzydzieści trzy lata. No, wiek Chrystusa — uśmiechnął się. — Zobaczymy. Dobrze, iż przesiadłem się na pracę zdalną, z pracą nie ma problemów.
Droga na wieś nie była krótka — około dwóch godzin jazdy samochodem. Przerwał rozmyślania o przyszłości, gdy poczuł głód. Zjechał z głównej drogi na polną, prowadzącą do jakiejś wsi. Zatrzymał się przed małym sklepikiem.
Wysiadłszy z samochodu, rozejrzał się i zauważył dwie kotki, które wpatrywały się w niego uważnie.
— Aha, głodne, co?
W sklepie poszukał czegoś do jedzenia. Znalazł apetyczne paszteciki, które pachniały tak zachęcająco, iż nie mógł się oprzeć.
— Poproszę trzy paszteciki, parę parówek i sok — zapłacił, odgryzł kawałek i wyszedł.
Wcześniej pokroił parówki i położył na schodkach. Kotki natychmiast podbiegły. Jadł paszteciki, a gdy się odwrócił, zobaczył małego kociaka, który siedział z boku i nie podchodził.
— Boi się? — pomyślał. — Strasznie malutki.
Szaro-pręgowany kotek z zielonymi oczami siedział nieruchomo, opuszczając główkę. Był wygłodzony i chudy, ale dzięki puszystemu futerku nie wyglądał tak źle. Pewnie pobiegłby za każdym przechodniem, ale nie mógł się ruszyć.
Dawid podszedł bliżej i osłupiał.
— O rany! Przecież to żywy Puszek! — wykrzyknął zdumiony. — Identyczny jak kot mojej babci. Te same zielone oczy i taka sama szara mordka.
U babci Dawida żył kot Puszek — mądry i rozumiejący wszystko. Babcia ciągle z nim rozmawiała, a on uważnie słuchał. Kot uwielbiał babcię, spał u jej stóp, chodził za nią krok w krok i wiernie patrzył w oczy. A gdy babci zab