Agnieszka zamknęła plik i wysłała go na służbową pocztę. W poniedziałek w biurze otworzy, wydrukuje, przypieczętuje i złoży raport. Koniec! Wolność!
Pracowała jako księgowa w małej firmie w Warszawie. Obowiązków mnóstwo, ale pensja dobra, a biuro dwa kroki od domu – zero czasu traconego na stanie w korkach czy tłoczenie się w zatłoczonym tramwaju. Spacerkiem do pracy, świeżym powietrzem.
Zespół księgowości wyłącznie żeński. Z nikim nie trzymała się blisko. Większość miała rodziny, dzieci, a Agnieszka była sama. Gdy proszono ją o pomoc, o przejęcie czyjejś pracy, nie odmawiała, harowała wieczorami i weekendami, jak teraz.
Wstała w sobotę wcześnie rano i od razu do laptopa, jeszcze raz wszystko sprawdziła i wysłała plik. Teraz czas na prysznic i śniadanie, a potem… Czym zajmie się dalej? Przeszkodził jej dzwonek telefonu.
– Agnieszka, cześć! – rozległ się czyjś radosny głos.
– Cześć… – odpowiedziała ostrożnie. – Kto mówi?
– No bez jaj. To ja, Małgosia!
– Małgosia? – Agnieszka zmarszczyła brwi. – Jesteś w Warszawie?
– Jeszcze nie, dojeżdżam – zaśmiała się tamta.
Agnieszka nie wiedziała, co powiedzieć. Ostatnią osobą, którą spodziewała się usłyszeć, była jej szkolna przyjaciółka. Po jej zdradzie piętnaście lat temu nie utrzymywały kontaktu. Żałowała, iż nie zmieniła numeru.
– Agnieszka, poza tobą nie mam w Warszawie nikogo – przerwała ciszę Małgosia. – Możesz mnie przyjąć? Proszę. Rozwiodłam się z Jackiem. Chcę zacząć od nowa. – Głos Małgosi brzmiał cicho i przepraszająco.
Agnieszka nie miała ochoty jej widzieć. Ale tyle lat minęło, dawno już przebolała i wybaczyła. No i interesująca była, co słychać w rodzinnym mieście. Dobrze. Spotka się, wyprowadzi ją, gdzie trzeba, i po sprawie.
– O której przyjeżdżasz? – zapytała bez entuzjazmu.
– Za dwadzieścia minut. Przyjdziesz? – Małgosia ożywiła się.
– Autobusem dwadzieścia minut, potem metro. Będę za godzinę. Zaczekasz? To nie ruszaj się z głównego holu dworca. – Agnieszka słuchała swojego głosu i nie wierzyła, iż jedzie na ten dworzec.
– Będę czekać – obiecała Małgosia.
Agnieszka spojrzała z żalem na zimny czajnik, umyła się, nałożyła lekki makijaż, ubrała i wyszła. Wynajmowała małe kawalerki na jednym z warszawskich osiedli. Dla jednej osoby wystarczało, a tanio.
W głównym holu dworca poczuła dezorientację. Jak w tym tłumie znajdzie Małgosię? Widziała ją ostatni raz piętnaście lat temu – czy w ogóle ją rozpozna? Szła środkiem, żeby było ją widać.
– Agnieszka! – ktoś zawołał radośnie.
Od kiosków podbiegła znajoma, ale zmieniona Małgosia. Przytyła, rozjaśniła włosy, mocny makijaż postarzał ją, ale Agnieszka od razu ją poznała.
Małgosia rzuciła się w jej objęcia.
– Nareszcie. Już ledwo stoję. – Wzięła Agnieszkę pod rękę i pociągnęła do kiosku, gdzie stała jej walizka i ogromna torba.
– Nie zostawia się tak bagażu, możesz zostać bez niego – skomentowała Agnieszka, czując, iż musi coś powiedzieć.
– Nie ukradli. Zresztą nie ma tam nic ważnego, pieniądze i dokumenty mam przy sobie. – Małgosia zerknęła na swój dekolt.
Agnieszka pokręciła głową. Nikt się nimi nie interesował.
Małgosia włożyła torbę na walizkę i spojrzała pytająco.
– Gdzie jedziesz? – westchnęła Agnieszka.
– Wciąż się gniewasz? Chciałam cię prosić… Mogłabym u ciebie przespać się parę dni, aż znajdę mieszkanie? – Małgosia przygryzła wargę.
„Bezczelna. Zabiera mi chłopaka, a teraz chce się wprowadzić. Powinnam było nie odbierać…” – przemknęło Agnieszce przez głowę.
– Chodź – powiedziała i ruszyła do wyjścia.
Małgosia coś mówiła, pytała, ale Agnieszka udawała, iż skupia się na omijaniu przechodniów. W końcu tamta zamilkła, dysząc za nią.
– Myślałam, iż mieszkasz w centrum. W ogóle nie przypomina Warszawy – skomentowała rozczarowana, gdy Agnieszka wprowadziła ją do swojego mieszkanka. – Nie martw się, znajdę coś i się wyprowadzę. Mieszkasz sama? W przedpokoju stoją męskie kapcie.
„Zauważyła. Trzeba było schować” – pomyślała Agnieszka, ale powiedziała tylko:
– Mieszkam sama, to dla gości.
Małgosia rzuciła się na kanapę i wyciągnęła nogi.
– Jestem w Warszawie! Nie wierzę.
Agnieszka zagotowała wodę, wyjęła chleb i wędlinę, zaczęła robić kanapki.
– Masz wino? Wypijemy za spotkanie – zaproponowała Małgosia.
Agnieszka wyjęła niedokończoną butelkę, postawiła dwa kieliszki.
Małgosia piła, nie zauważając, iż Agnieszka tylko moczy usta, i opowiadała. Z Jackiem rozwiodła się niedługo po ślubie. Z przodu ładny, a charakter okropny. Drugi mąż był starszy, ale nie kochała go, wyszła dla pieniędzy. Zdradziła go z kierowcą i została wyrzucona. Rozwód wyczerpał ją, ale ma pieniądze. Postanowiła zacząć od nowa w Warszawie.
– Dobrze zrobiłaś, iż od razu po szkole tu uciekłaś. W naszym zadupiu nic się nie dzieje. Nuda…
Agnieszka nie musiała jechać do Warszawy na studia ekonomiczne. Z Jackiem przyjaźniła się od gimnazjum. Przed maturą planowali ślub po jej technikum. Ale po balu Małgosia upiła Jacka i przespała się z nim. Potem powiedziała, iż jest w ciąży, co okazało się kłamstwem. Ale Jacek nie wiedział i ożenił się z nią.
Agnieszka popłakała się i wyjechała. Nie była orłem, nie ciągnęło jej na uniwersytet. Chciała zdobyć zawód i zarabiać. Nie mogła wiecznie być na garnuszku rodziców. Gdy prawda wyszła na jaw, Małgosia i Jacek się rozstali.
– Nic, córeczko. Nie wpuszczaj więcej Małgosi do życia. A Jacek… Skoro tak łatwo cię porzucił, to znaczy, iż nie kochał. Lepiej teraz niż po ślubie.
Słuchając Małgosi, Agnieszka przypAgnieszka uśmiechnęła się do Igora, mocniej ściskając jego dłoń, i pomyślała, iż czasem najlepsze rozwiązania przychodzą z niespodziewanej strony – a los ma dziwny sposób, by pokazać, kto naprawdę wartoś ci w życiu.