Radosne zmiany

newskey24.com 3 tygodni temu

Halina Kowalska wyszła z klatki i zatrzymała się na chwilę. Zmrużyła lekko oczy, spoglądając w niebo, jakby sprawdzała, czy nie zbierze się na deszcz. Dopiero potem skinęła głową sąsiadkom siedzącym na ławce i ruszyła dalej, unosząc dumnie podbródek. Kobiety, które na jej widok przerwały rozmowę, znów się ożywiły, szepcząc coś pod nosem i rzucając za Haliną nieprzychylne spojrzenia.

Nikt nie wiedział dokładnie, ile Halina Kowalska ma lat. Była już na emeryturze od kilku lat, ale trzymała się znakomicie. Siwiejące włosy zawsze starannie ułożone, makijaż dyskretny, ale elegancki. Postać smukła, bez zbędnych kilogramów, choć nie można było nazwać jej chudą.

Jedni twierdzili, iż ma około sześćdziesiątki, inni – iż ledwo pięćdziesiąt. Zawistnice w skrytości ducha szeptały, iż pewnie przekroczyła siedemdziesiątkę, a wygląd zawdzięcza zabiegom u dobrych chirurgów.

— A czemu miałaby źle wyglądać? Mąż porządny, nie pił, nie znęcał się. Odszedł cicho, bez awantur, do młodszej. Syn jedynak – zero problemów. Żadnych wnuków, kota, psa. Żadnych obowiązków. Gdyby mój Janusz nie lał wódki jak dziad, może i ja chodziłabym jak królowa.

— Ty? Królową? Rozśmieszyłaś mnie, Jadziu — szturchnąła mówiącą kobietę sąsiadka z ławki.

— A co? Jak Janusz wreszcie się ukręci, to i ja zacznę żyć. Wyjdę z domu, spojrzę na was z góry i pójdę sobie spacerować.

Sąsiadki wybuchnęły śmiechem.

— Patrzcie, tylko, jak Józef gapi się na Halinę. choćby przycinanie żywopłotu przerwał — zauważyła jedna.

— Niech sobie nie marzy. Powinien szukać kogoś skromniejszego — westchnęła inna.

— A co w Józefie złego? Nie pije, nie pali, złote ręce — broniła go trzecia.

— Co wy takie złośliwe, baby? Dajcie spokój Halinie Kowalskiej. Nie zazdrośćcie — odparł Józef i wrócił do przycinania krzaków.

Halina domyślała się, iż jestem przedmiotem plotek. Czasem łapała oderwane zdania, widziała te spojrzenia. Dawno nie przejmowała się sąsiedzkimi docinkami.

Życie miała typowe — jak większość kobiet. Mąż przystojny, urodziwy, do niej podobny. Kobiety same się do niego kleiły. Ile przez to wycierpiała. A gdy w końcu odszedł, myślała, iż się załamie. Wzięła się w garść przez syna. Od tamtej pory trzymała mężczyzn na dystans.

Jedyny syn, Bartek, zbliżał się do trzydziestki, a wciąż nie żonaty. Halinę to martwiło. Czy to normalne, żeby dorosły syn mieszkał z matką? Dziewczyny mu się trafiały, ale do ślubu jakoś nie dochodziło.

Nie wszystkie jej się podobały. adekwatnie żadna. Ale nie wtrącała się. Wiedziała, iż zakazami tylko pogorszy sprawę, a może i straci syna. Czekała. Czas mijał, miłości się kończyły. Z niektórymi Bartek rozstawał się sam, inne zostawiały go.

Jedna jednak omal nie została jego żoną. Miła, sympatyczna dziewczyna. Ślub to ślub – czas najwyższy. Halina nie protestowała. Bartek, jak to się zwykło robić, poszedł poznać rodzinę narzeczonej. Wrócił przygnębiony. Ojciec alkoholik, matka zniszczona ciągłymi awanturami. Wypili za znajomość, a ojciec zaczął pouczać przyszłego zięcia, grozić, o mało nie doszło do bójki.

— Mamo, co robić? Kocham ją, ale jak żyć z takimi krewnymi? — spytał Bartek.

— Nic nie poradzisz. Rodziców się nie wybiera. jeżeli jesteś gotowy na to, żenij się — odpowiedziała Halina.

Ku jej uldze, ostatecznie się rozstali.

Po spaceru Halina poczytała książkę, zdrzemnęła się i zabrała za przygotowanie kolacji, co chwila spoglądając na zegarek. Bartek się spóźniał. „Pewnie znów zakochany po uszy” — pomyślała. I miała rację. Bartek wrócił nie sam.

— Mamo, poznaj. To Mira. A to moja mama, Halina Kowalska — przedstawił je sobie.

Halina spojrzała na Mirę i oniemiała. Niebieskie oczy jak jeziora, dołeczki w policzkach… Na takich się żeni. No cóż, czas najwyższy.

— Dlaczego nie uprzedziłeś? Przygotowałabym coś lepszego — burknęła niezadowolona.

— U ciebie zawsze jest pysznie — odparł Bartek, przytulając się do matki.

— Jak się przymilasz, to coś knujesz. — Halina szturchnęła go lekko w czoło. — Myjcie ręce, siadamy do stołu.

Z łazienki długo dobiegały śmiechy i szuranie. Do kuchni wrócili zaczerwienieni i rozbawieni. A na stole już czekały talerze z jedzeniem, świeciły się sztućce, w kubkach parowała herbata. Wszystko jak należy.

Po wzroku syna Halina domyśliła się, iż to jeszcze nie koniec niespodzianek.

— Mów już, nie przeciągaj — poprosiła.

Bartek wziął głęboki wdech i wyrzucił z siebie:
— Jutro jedziemy z chłopakami na dwudniową wycieczkę. Mira też chce jechać.

— Dobrze ją poznasz na szlaku. Przy okazji przedstawisz ją kolegom — powiedziała Halina, ale w duchu wiedziała, iż to nie wszystko.

— Mógłbyś zostawić u mnie dziecko? Dziewczynka duża, sześć lat, kłopotu nie sprawi — zatrzymał się. — Dorośli, kHalina spojrzała na swojego syna, potem na Mirę, i w końcu na małą Zosię, która nieśmiało uśmiechała się do niej spod grzywki, i zrozumiała, iż czasem życie pisze scenariusze piękniejsze, niż te, które sobie wymarzymy.

Idź do oryginalnego materiału