SORRY, BABY. Jak opowiedzieć o traumie i nie zrazić do siebie widzów [RECENZJA]

film.org.pl 1 tydzień temu

W 2021 roku Parul Sehgal, amerykańska krytyczka literacka, opublikowała na łamach „New Yorkera” głośny esej pt. The Case Against the Trauma Plot wymierzony przeciwko pewnemu niepokojącemu trendowi narracyjnemu. najważniejszy dla wymowy tekstu termin „trauma plot” oznacza, w dużym uproszczeniu rzecz jasna, popularny (zdaniem Sehgal zdecydowanie zbyt popularny) schemat fabularny, w ramach którego główny bohater bądź bohaterka walczy przez całą fabułę z trudnymi wydarzeniami z przeszłości. Motyw traumy dominuje w takim schemacie nad każdym innym aspektem dzieła – zamiast na pogłębianiu postaci i wprowadzaniu interesujących wątków drugoplanowych, cała uwaga twórcy skupia się na eksploatacji cierpienia bohatera. I tak, często udaje się zbudować w ten sposób empatię do protagonisty – ceną bywa jednak redukcja jego/jej osobowości wyłącznie do przeżywania przeszłości. „Trauma plot” jawi się więc w ujęciu Sehgal jako konstrukcyjna pułapka, w którą bardzo łatwo wpaść, o ile opiera się fabułę filmu, tudzież powieści, na jakimś potwornym wydarzeniu, dręczącym bohatera przez lata. W debiutanckim Sorry, Baby Eva Victor bardzo zręcznie tę pułapkę omija.

Uwaga na marginesie, istotna w kontekście dalszej części tekstu: Eva Victor jest osobą niebinarną, używającą dwóch par zaimków (one/ich i ona/jej). Z racji na przejrzystość językową (i lekkie zacofanie naszej szlachetnej polszczyzny) postanowiłem korzystać w tej recenzji z zaimków żeńskich.

Kluczowym wydarzeniem w fabule debiutu Evy Victor jest gwałt. Reżyserka nie robi z tego, i chwała jej za to, wielkiej tajemnicy – dowiadujemy się o tym fakcie dość szybko, bo już w drugim rozdziale filmu (Sorry, Baby opowiedziane jest w sposób bardzo literacki: epizodyczny i niechronologiczny). Zgwałcona zostaje, grana przez reżyserkę, Agnes – obiecująca doktorantka na Wydziale Filologii Angielskiej. Człowiek, który ją skrzywdził, jest jej promotorem. Sympatycznym, choć odrobinę flegmatycznym pisarzem, wykładającym na uczelni, aby dorobić na boku. Samego aktu przemocy seksualnej Victor nam nie pokazuje, z jednej strony szanując prywatność granej przez siebie bohaterki, z drugiej zaś – wierząc w siłę sugestii. Gdy Agnes wchodzi do domu promotora – wierząc, iż idzie tam omówić postępy swojej pracy – kamera zostaje na zewnątrz. Szybka elipsa, jedno błyskawiczne cięcie i podróżujemy w czasie o kilka godzin do przodu. Agnes opuszcza budynek, ale jej życie nie jest już takie samo.

Sorry, Baby – podobnie jak wszystkie opowieści zaliczane przez Sehgal do „trauma plot” – jest więc przede wszystkim historią o radzeniu sobie z ekstremalnie trudnym przeżyciem. Takim, które paraliżuje, narasta, naznaczając swoją ofiarę – albo przynajmniej tak nam się wydaje – na resztę życia. Walka z traumą jest więc do pewnego stopnia walką o własną podmiotowość: żmudną batalią o to, aby nie być definiowanym przez zło, którego doświadczyliśmy wiele lat temu. Victor doskonale to rozumie i dlatego unika zagrożeń związanych z tego typu narracjami. Cel ten udaje się jej osiągnąć za sprawą paru sprytnych zabiegów. Po pierwsze, rozciąga fabułę swojego filmu do kilku lat i dzieli ją na krótkie rozdziały, które podaje nam następnie w kolejności achronologicznej, pozbawionej ciągłości czasowej. Otrzymujemy w ten sposób kompleksową opowieść o codzienności przed traumą, w traumie i po traumie. Fragmentaryczność i nielinearność służą opowiadanej przez Victor historii – pozwalają dostrzec nieoczywiste powiązania między scenami, pokazując mimochodem, jak trudna przeszłość odbija się na bardzo różnych aspektach życia bohaterki. Od pracy na uniwersytecie przez groteskową relację seksualną z sąsiadem (miło znów zobaczyć na ekranie Lucasa Hedgesa), aż po nagłe wezwanie do bycia przysięgłą, kiedy to przemoc, której doświadczyła, okazuje się przeszkodą dla wzięcia udziału w rozprawie.

Po drugie, Victor w żadnym momencie nie czyni z traumy wyłącznego tematu filmu. Jasne, trauma pełni szalenie istotną funkcję fabularną i organizuje narrację, ale nigdy nie przygniata widzów swoim ciężarem, wymazując z naszego pola widzenia inne interesujące wątki. Sorry, Baby jest też, chociażby, pięknym filmem o przyjaźni i wzajemnym wspieraniu się kobiet. Nieocenioną rolę w życiu Agnes pełni Lydie (Naomi Ackie), towarzysząca jej w najczarniejszych godzinach, zawsze gotowa, by wysłuchać, doradzić albo zwyczajnie wstawić się za przyjaciółką, jak podczas sceny kuriozalnej rozmowy z nadzwyczaj niedelikatnym lekarzem. Ciąg epizodów, którymi Victor wypełnia swój debiut, zaskakuje różnorodnością i rozpiętością tematyczną. Moim osobistym faworytem pozostaje rozdział, w którym bohaterce, zmagającej się z niespodziewanym atakiem paniki, pomaga przypadkowy przechodzień (w tym wypadku właściciel baru z kanapkami) grany przez Johna Carrolla Lyncha. Rozmowa, jaka się wówczas wywiązuje – utrzymana w bardzo uniwersalnym tonie, wykraczającym daleko poza specyfikę tematu gwałtu – to prawdziwy masterclass aktorstwa i scenariopisarstwa, pozwalający zrozumieć, dlaczego Sorry, Baby zostało wyróżnione na festiwalu Sundance nagrodą za najlepszy scenariusz.

Po trzecie i ostatnie zarazem, Victor wypełnia swój film całą masą błyskotliwego komizmu sytuacyjnego, który równoważy mroczniejszy fragmenty i pozwala widzom na regularne łapanie oddechu. Ostre, wyjątkowo inteligentne poczucie humoru staje się najefektywniejszym orężem Agnes w starciu z rzeczywistością. Podobnie jak BoJack Horseman albo Fleabag, zraniona bohatera kryje się momentami za maską (auto)ironii, dystansując się w ten sposób od otaczającego ją świata. Proces uzdrawiania polega na powolnym ściąganiu tej maski, skracaniu dystansu. Miarą artystycznego sukcesu Victor jest stopień zaangażowania, z jakim kibicujemy Anges w jej bolesnej, aczkolwiek niepozbawionej przyjemnych i zabawnych momentów wędrówce. A naprawdę trudno się nie wzruszyć i nie uśmiechnąć, kiedy widzimy, jak w ostatnim z rozdziałów pięknie wychodzi na prostą.

Idź do oryginalnego materiału