Spotkałeś ją wcześniej, więc z nią idź – powiedział Igor psu. – Będę tęsknić

polregion.pl 3 tygodni temu

„Spotkałeś ją pierwszą, z nią idź,” powiedział Marek do psa. „Będę tęsknił.”

Pociąg podmiejski zwalniał. Ludzie w przedziale już ustawili się w kolejce do wyjścia. Za oknami coraz wolniej migały sylwetki na peronie, oświetlone jaskrawymi latarniami. Wreszcie skład szarpnął parę razy i stanął. Drzwi rozjechały się z hałasem, a pasażerowie obładowani torbami i workami ruszyli na wydeptaną, zaśmieconą platformę małej stacji podwarszawskiej.

Marek wyszedł ostatni. Nikt na niego nie czekał. Nie spieszył się do swego wynajętego mieszkanka na przedmieściach, dokąd wracał tylko spać.

Kilka miesięcy temu rozwiodł się z żoną, zostawiając jej i nowonarodzonej córeczce mieszkanie, a sam wynajął coś tańszego na obrzeżach.

Poznał kiedyś dziewczynę, krótko się spotykali, potem rozstali za obopólną zgodą. A trzy miesiące później zjawiła się u niego z delikatnie zaokrąglonym brzuchem, oznajmiając ciążę. Oświadczył się. Cztery miesiące później urodziła zdrową dziewczynkę.

Ze łzami wyznała, iż przed nim była z innym, który porzucił ją, ledwie dowiedziawszy się o dziecku. A potem trafił na Marka – nie miała gdzie uciekać, do rodzinnego miasta wracać nie chciała. Nie mógł jej wyrzucić na bruk. Sam się wyprowadził, podał na rozwód.

Teraz pracował niemal bez dni wolnych, oszczędzając na nowe mieszkanie. Kumpel zebrał ekipę i wciągnął Marka do remontów mieszkań i domków.

Zastanawiając się, czy pies na niego czeka, czy może odnalazł swego pana, Marek wysiadł wieczorem jako ostatni. Ryży kundel stał przy schodach, śledząc wzrokiem wysiadających. Na widok Marka poderwał się, merdnął ogonem.

„Znowu pana nie ma? A może na mnie czekałeś?” Pogłaskał go po łbie. „No to chodź.”

Rano, przed pracą, Marek przykucnął przed psem: „Słuchaj, dziś nie wrócę. Zostaję w mieście. Może na dwa dni. No, do zobaczenia.”

Gdy po dwóch dniach wrócił, peron był pusty. Psa nigdzie nie było. „Chyba odnalazł pana,” pomyślał Marek.

W kuchni zobaczył pustą miskę i poczuł nagłą pustkę. Przyzwyczaił się do tego mądrego psa.

Następnego ranka na perenie zobaczył go obok dziewczyny.

„To pański pies?” – zapytał, podchodząc.

„Dlaczego?” – spojrzała zdziwiona.

„Mieszkał u mnie, gdy pani nie było. Mądry pies. Zazdroszczę.”

Dziewczyna się uśmiechnęła.

„Nie mój. Tak samo do mnie przystał. Nie było mnie parę dni – dyżurowałam u mamy w szpitalu.”

„Aha… Jak ma na imię?”

„Waldi.”

Wsiadali do tego samego wagonu.

„Ja Marek, a pani?”

„Magda.”

Rozmawiali całą drogę. Marek coraz bardziej ją lubił. Było z nią łatwo. Pies nie bez powodu ją wybrał. Opowiedziała, iż jego poprzedni pan, emerytowany profesor, zmarł nagle w mieście.

„Waldi czekał na niego, potem przyłączył się do mnie. Może przez zapach leków – pan miał chore serce.”

„Dlaczego wybrał mnie? Lekami nie śmierdzę.”

„Może wyczuł, iż też jesteś samotny?” – uśmiechnęła się.

Umówili się na powrót razem. Wieczorem pies wybiegł im na spotkanie, merdając ogonem.

„Kogo bardziej wyczekujesz?” – zaśmiała się Magda, głaszcząc go.

Waldi polizał jej dłoń, potem podszedł do Marka i trącił go nosem.

„Spotkałeś ją pierwszą, z nią idź,” powiedział Marek. „Będę tęsknił.”

„Chodź, Waldi” – zawołała Magda.

Ale pies stał nieruchomo, patrząc to na nią, to na niego.

„Wybieraj szybciej” – rzucił Marek, licząc, iż pies wybierze go.

Waldi wahał się, przestępując z łapy na łapę.

„A może czeka, byśmy szli razem?” – zapytał Marek. Sam nie chciał się z nią rozstawać.

Magda się zawahała, ale w końcu skinęli sobie głowami.

Pies ruszył przodem, jakby prowadząc ich.

Szli we trójkę przez cichą uliczkę. Co jakiś czas Waldi się odwracał, sprawdzając, czy idą za nim.

„Chyba wybrał nas oboje,” szepnął Marek.

Magda nic nie odpowiedziała, tylko się uśmiechnęła.

Tak oto los – pod postacią psa – wmieszał się w życie dwojga ludzi, nie chcąc rozstawać się z żadnym z nich.

Idź do oryginalnego materiału