— Przyszedł syn do ojca:
— Tato, chcę się rozwodzić. Mam dość! Mama… nasza żona jest leniwa. Ile jeszcze mam sam wszystkiego sprzątać?
— Wybacz mi, synu — odparł Jan, patrząc na Piotra.
— Za co?
— Za to, iż nie zawsze byłem dobry wobec twojej matki. To mój błąd, iż w tobie pojawił się mroczny kąt z myślą o rozwodzie…
— Co, nie rozwodzić się?
— Nie, nie rozwodź się… choćby nie myśl o tym.
— Trzeba wytrwać do końca?
— Nie musisz wytrzymywać… Nie wytrzymujesz jej, a raczej własne złe nastawienie. Zmienisz się sam — zmieni się wszystko wokół.
— Jak się zmienić?
— Patrz na żonę, jak uczy nas Pan Bóg. Ona jest Jego darem dla ciebie. Twoja radość, twoja pomoc, matka twoich dzieci… Delikatna naczynie, które Bóg dał ci w dłonie, byś trzymał je ostrożnie, z miłością, chronił… Reszta to drobiazgi!
Jeśli dziś czegoś nie umie — naucz się razem. Ty i tak nie wiesz wszystkiego, co powinieneś robić…
Gdy coś nie wystarcza — podziel się swoją siłą i miłością, by wypełniła jej słabość. Gdy czegoś nie zna, opowiedz jej wieczorem przy herbacie, przytulając w ramiona. Wasza droga jest tylko wasza. Wasza miłość jest tylko wasza. Ten, kto wlewa w twoje oczy nienawiść, to wróg twojego domu.
Nawet jeżeli to twoja matka… twój brat Michał… albo najlepszy kumpel Tomasz… Nie oceniaj ich. Przebacz. Daj im pojąć, iż za swoją żonę, za swoją miłość jesteś gotów, jeżeli trzeba, umrzeć bez wahania, ale nie pozwolisz nikomu, choćby złym słowem, dotknąć twojej rodziny…
— Czy i was z mamą chciano rozwodzić?
— My też czasem się kłóciliśmy, choćby bez „pomocników”. Byliśmy głupi, dumni… Wy macie inne życie. Nikt nie wypędzi was od Boga. Proście Go o mądrość. Dajcie sobie nawzajem. Żałujcie i pocieszajcie się. Miłość, jeżeli jej nie znasz, rośnie. Zobaczysz jej wielkość dopiero w głębokim wieku, kiedy przytulisz swoją żonę Zuzannę wieczorem za ramiona i nie będziecie potrzebować słów.
— Bonus —
Syn zamilkł. Po raz pierwszy od dawna spojrzał na swoją żonę nie jak na problem, ale jako na człowieka, który też się męczy, ma słabości i potrzebuje ciepła oraz wsparcia. Zawstydziło go, iż dotąd widział jedynie „wady”, a nie jej oczy, które kiedyś jaśniały euforią przy jego boku.
Tej nocy wrócił do domu i nie wypowiedział żadnej krytyki. Po prostu podszedł, objął Zuzannę i cicho rzekł:
— Przebacz mi. Nie dostrzegałem w tobie najcenniejszego daru mojego życia.
Ona się zamieszała, ale w jej oczach pojawił się iskierka — ta sama, co kiedyś połączyła ich serca. Nie trzeba było wielu słów. Wystarczyła cisza, dotyk i poczucie, iż wciąż są razem.
Bo prawdziwa miłość nie gaśnie — czasem zasypia pod warstwą urazów i codziennych trosk. Ale jeżeli podlejesz ją uwagą, cierpliwością i delikatnością, obudzi się i stanie się silniejsza niż kiedykolwiek.