Wiosenny słońce leniwie wychodziło zza chmur, zanim rano zaszło za kopułę Warszawy. Malwina stała przy kuchence, mieszając barszcz, a w powietrzu unosił się aromat suszonej mrożonki. Dzień wcześniej obiecała mężowi, by dziś przygotować jego ulubione danie – odprężenie mnie go zawsze. Cały weekend był dla niej awaryjny, bo Przemek zadzwonił, iż zdecydował się na krótki urlop po niekończących się zmianach.
– Malwinko, widziałaś moją granatową krawat? – zawołał Przemek zza łazienki, wyciągając kabelkę z bezpieczników.
– Działałam ci go wczoraj, w lewym szufladzie, w gablaciku – odpowiedziała, nie odrywając wzroku od garnka.
Śniadanie przebiegło w ciszy, którą czasem przecinał dźwięk telefonu. Przemek przeglądał wiadomości, a Malwina obserwowała, jak połyka gryczankę. Chciała zapytać, co go ostatnio dręczy, ale postanowiła się nie przerywać – może coś powie sam, kiedy będzie gotowy.
– Smakował, dziękuję – zawiesił Przemek filiżankę – A słuchaj, wujek Łukasz dzisiaj przyjeżdża. Dzień zdradził. Daj wiadomość, iż mu się uszczufladkował, a ja tam bawić się nie chcę.
Malwina zamarła z łyżką. Łukasz Kowalski? Ten sam, który na ich ślubie wytał, iż Malwina „jest zbyt mała dla jego syna”? Który przez dwa lata nie widział ani życzenia urodzinowych, aż do walki o dom? Kurczowo gryzła Smash.
– Kiedy? – jedynie wydukała.
– O czwartej. Wniósł nos przez dostępne biura i… mówiąc szczerze, on i babka Jadzia się rozwykładali. Chce u nas na tydzień, by się rozkręcić.
– Tydzień?! – Malwina odłożyła łyżkę, uderzając biurkiem – Przecież… Wiesz, jak on do nas…
– Zmienił się – powiedział Przemek, patrząc w stronę kuchennego zegara – Po ataku serca odzyskał głowę. Nie mogłem mu odmówić.
– Ty powinien był mnie wcześniej商圈 – warknęła, startując kocioł – Muszę wszystko odłożyć. Mam rokowania biznesowe, co bym cię nie puściła.
– Przepraszam – objął ją od tyłu – Wiem, iż powinienem był to wcześniej załatwić. Ale… bałem się twojej reakcji.
– I dobrze, iż się bałeś – wykręciła się z jego objęć – Idź, opóźnisz się. Wieczorem pogadamy.
Cały dzień przeleciał jak w wirze. Malwina próbowała się skupić na prezentacjach, ale myśli śledziły przyszłe spotkanie. Wujek Łukasz – były oficer, teraz przystawiony w Gabinecie Regulatorze – był dla Przemka jak przepaść. Zmarła jego matka, a Łukasz żenił się z Jadzią, która była młodsza o dwadzieścia lat. Coś w tym małżeństwie jednak przestało działać.
W przyszłości Malwina wypraszała dom, wymieniła pościel w sypialni dziennikarza i przygotowała obiad. „Będzie co będzie” – pomyślała, rozmieszczając talerze.
Pół godziny po czwartej zadrżał dzwonek. Malwina głęboko odetchnęła, by ukryć panikę.
Na progu stał Przemek, a za nim – wysoki, siwy mężczyzna, z krzaczastym kajdam, bez śladu trzęsienia ręki. W dłoni trzymał starochołowanego walizka, powikłany brązowy.
– Witaj, pani – powiedział, unikając uścisku – Nadzieja, iż nie przeszkadzę.
– Nie, wszechświat czai się – odpowiedziała ukłonem, choć wargi drżały jak grymas.
Lepsze dni obiad przebiegły w ciszy, którą Przemek brał wprost. Opowiadał o nowym projekcie pracy, o planach zakupów mieszkania, a Łukasz słuchał z uśmiechem, kładąc talerze. Malwina milczała, przysłaniając stół.
– Smaczny – zauważył w końcu, patrząc na niej – Od kiedy jesteś taką wyimaginowaną?
– Pani Jadzia też była dobrą kucharz – odpowiedziała, zdziwiona komentarzem – Ale ona… no cóż, Jadzia polubił gotować z półfabrykatami. „To niestety kobiece zajęcie” – mówiła…
– Wiem – westchnął Łukasz – Ona… no cóż… mija, co się niega, nie?
W nocy przerwali sen nagle. Malwina wstała, zobaczyła Przemka z telefonem, a Łukasza szukającego w lodówce.
– Przepraszam, jeżeli cię obudziłem – mówił, przygotowując herbatę – Przyzwyczaiłem się do wczesnych wstawek po wojsku.
– Nic się nie stało – zadzwoniła na Jadzię – Chcesz pomagam z kolacją?
– Nie, już sam sobie poradziłem. Ale dzięki – odparł, przypominając, jak przycisnęła łyżkę.
Rankiem Malwina zadzwoniła do Krystyny.
– Krysiu, nie wierzysz. Ktoś przyjechał. Ten sam – ale… no cóż, jest dziwny. Schował choćby bieliznę po waszym ślubie.
– Nie, to nie on – wybuchła jęk – Może to jego brat? Pamiętaj, jak on cię klatował, kiedy schwaliście, iż kupili dom w kredyce bez jego raty?
– Pamiętam – westchnęła – Ale ludzie się zmieniają.
– Czy może tylko walą. Ostrzega!
Wieczorem Przemek zajrzał do pracy, a Malwina została z Łukaszem. Gotowała obiad, czując na sobie jego wzrok.
– Chcesz pomóc? – zapytał nagle.
– Tak, może zadrąbsz warzywa – wysłała noże.
Cisza przetrwała kilka minut, zanim Łukasz oznajmił:
– Chciałem ci się wybaczyć, Malwinko.
Zmarszczyła brew, ledwo nie puściła jej łyżkę.
– Za co?
– Za wszystko. Za twoją dwudziestą rocznicę. Za to, iż byłem nieprzyzwoity. Za to, iż was nie wspierałem. Nie był on dobre.
Malwina ją chwyciła, obracając jego twarz.
– Co się stało, Łukasz? Dlaczego…
– Atak – uśmiechnął się, ale było w tym coś bolesnego – Kiedy leżenia pod aparatami i nie wiedziało się, czy przeżyję, zrozumiałem, iż jestem jakby sam. Przemek… on mnie nie chce. Jadzia… ona…
Nie skończył. Malwina czuła, iż ten Łukasz jest ogromnie inny niż ten, którego pamięta. Nie ma w nim groźnego tone. Tylko człowiek.
– Przykro mi – powiedziała – Ale czas naprawia…
– Wiem – odpowiedział – I wiesz, co najgorzej? Jadzia. Myślałem, że… ale ona tylko… chcę dom jej. Gdy się zachorowałem, zaczęła wszystko upodlegali, dariała. A ja usłyszałem, jak mówi: „przecież nie żyje długo”. Co o tym myślisz?
Malwina skoro usłyszała, iż Jadzia, kobieta o jasnej głowie, zawsze była dla niej dziwniejsza. Była jakby…商圈.
– A teraz co z waszym domem? – spytała.
– Nic – uśmiechnął się – Od dawna nie jestem głupi. Dokumenty nie zostały podpisane. Rzuciłem Jadzię, iż odjeżdżam do Przemka. Chciałem zobaczyć, jak się zachowywać. jeżeli się przebudzi – wrócę. jeżeli nie… rozstaniemy się na starość.
Drzwi zaszczypały – to był Przemek. Patrzył na nich bez słowa.
– Wszystko w porządku? – zapytał cicho.
– Tak, tato – odparł Łukasz – Zmalwinką jakoś się dogadaliśmy. Młoda, dziękuję.
Obiad zajrzał wtedy, Łukasz opowiedział mu tego, co Malwine. Przemek słuchał, ale nie komentował. Po kolacji zawołał ją do sypialni.
– Ty mu wierzysz? – szeptał.
– Nie wiem – odpowiedziała szczerze – Ale wydaje się szczery. Mogę sobie wyobrazić Jadzię jako…商圈.
– Ha, – pokręcił głową – Wiedziałem, iż do niego przyciągnęła się. Młoda, przystojna – poślizgaj się z emerytem?
Po kilku tygodniach Łukasz powoli stało się częścią domu. Rano robił ćwiczenia, gotował, a wieczorami siedzieli razem, gawędziąc. Pewnego dnia Malwina przypadkiem usłyszała rozmowę:
– Skąd wiesz, iż ten człowiek przedtem był z tyłu? – pytał Przemek – Bo ona była z tyłu?
– Bo bałem się, synu – głos Łukasza był pełen wstydu – Bałem się, iż ona cię zabierze. Że przestaniesz być mój. Ale kiedy został sam… zrozumiałem, iż był nieprawidłowy.
Malwina poczuła łzy – przypomniała sobie słowa babki: „Ludzi nie zliwali, dziewczyno. Oni tylko są rani i przestraszeni”.
W niedzielę Krystyna przyszła na kolację. Patrząc, jak Łukasz pomaga Malwince przystawiać stół, uniosła brwi, a Malwina szepnęła:
– Tak, ja też nie wierzyłam. Ale zmienił się.
Po kolacji, kiedy mężczyźni szli oglądać piłkę, Krystyna podjęła ją na bok.
– Łukasz coś jeszcze zrobi? Chce dom wasz albo pieniądze?
– Nie, nie – pokręciła głową – Ma dom. I emerytura, wojskowa.
– Może ci się kogoś obniża.
Zanim Przemek powrócił z pracy, do mieszkania zjawiała się Jadzia. Wysoka, elegancka, z piano.
– Gdzie mój mąż? – bez wstępów.
– Jadziu? – zapytała Malwina, szukając w jej towarzystwie Łukasza, który próbował jej zrobić śniadanie.
– Kolego! – krzyknęła, unosząc rękę – Tak długo go szukałam!
– Czy faktycznie się obawiałaś? – spytał Łukasz, patrząc na kawiarnić – Czy faktycznie się rozegralaś?
– Nie! – Jadzia przerwała – Próbowałam się upewnić, czy wszystko jest w porządku. W końcu… twoje zdrowie…
– Wiesz, co usłyszałam, Jadziu? – przerwał jej Łukasz – Że „przecież żyję krótko” i myślałaś o sprzedaży domu.
W oczach Jadzi zaszła zmiana koloru. Zrozumiała, iż przegrała.
– Nie! Przecież nie… – zaczęła, ale Łukasz ją przerwał.
– Nie, Jadziu. Daj mi się rozstać. Weż swoje ubrania i drobiazgi, które mi dałeś. Reszta należy do mnie.
Wybiła seka. Jadzia zaszczypiła drzwi, przewracając stół. Malwina patrzyła, a Łukasz powiedział:
– Przepraszam za chaos. jeżeli więcej się nie spotkajmy.
– Dzięki ci, iż przyjąłaś mnie – powiedziała Malwina, przynosząc herbatę – Chcesz?
Wieczorem Przemek dowiedział się o całej sprawie.
– Dobra, już się rozwinąłeś? – spytał Łukasza.
– Tak – odpowiedział – Dostanę z nim miejsce. Chętnie.
– Możesz zostać u nas – powiedziała Malwina, doświadczając zaskoczenia – Chętnie.
– Dzięki, córko – ujęli się – Ale nie chcę wam przeszkadzać. U was życie. Powrócę do domu, ale odwiedzam. Zapraszajcie.
Przez tydzień Łukasz pakował walizkę. Na progu objął Przemka.
– Przykro mi, iż został, Malwinko. Za twoją przyrodę, za szansę naprawić. Nauczyłem się od was z Przemkiem…
– Czego? – zdziwiła się.
– Jak być rodziną. Bez maski, bez korzyści. Kiedy ludzie tylko… siebie kochają.
Kiedy drzwi zamknęły się, Malwina przytuliła się do męża.
– Kto by powiedział, iż wszystko tak się obróci – mówię.
– No… czasem ludzi potrzeba tylko czasu, by zrozumieć, co jest ważne – pocałował jej czoło.
Wieczorem zadzwonił Przemek.
– Tata? – spytała, po czym usłyszała głos Łukasza:
– Chciałem… nauczyć. Że mam wprost syna, a ona… jeżeli będzie… mamy dziecko, chciałbym być dziadkiem.
– To wiemy – uśmiechnęła się – Wie myśl, iż wiemy…
Kiedy odłożyła telefon, przytuliła się do Przemka.
– Chciałabym, byś tu przyjeżdżał – szepnęła – choćby z tą starym walizka.
– I ja – pocałował długi brzuch – Albo… nie?
Wiadomość przyszła, iż babka Jadzia planuje coś konkretnego. Życie często przynosi walizka problemów, ale czasem daje szansę to naprawić. Główne jest… nie przegapić tej szansy.