**No wreszcie**
Wychodząc za mąż, Kasia choćby nie podejrzewała, iż jej nowo poślubiony mąż, Marek, ma zgubny nałóg. Poznali się niedługo, on gwałtownie oświadczył się, i to będąc pod wpływem alkoholu:
— Kasieńka, wyjdź za mnie — powiedział, a jego oddech przesiąknięty był wódką.
— Marek, ty piłeś? I w takim stanie mi się oświadczasz? — oburzyła się, choć nie za bardzo, bo przecież marzyła o małżeństwie. Wszystkie koleżanki już miały mężów.
— No bo… ze szczęścia. Mam nadzieję, iż nie odmówisz — śmiał się. — No i co, jaka twoja odpowiedź?
— Dobrze, zgadzam się, ale pod warunkiem, iż nie będziesz pił na co dzień. Tylko od święta.
— A ja o czym mówię? Oczywiście, od święta! Dziś na przykład mam powód — oświadczyłem ci się!
Z młodości i niewinności Kasia nie zagłębiała się w problem, nie wiedziała też, iż ojciec Marka całe życie pił. Może i syn odziedziczył ten nawyk, zwłaszcza iż ojciec czasem proponował mu „herbatkę z okazji”.
Jego matka, Wanda, wściekała się, gdy mąż nalewał synowi:
— Sam się trujesz, to jeszcze syna uczysz! — Ale on tylko się śmiał.
— Zamknij się, kobieto. Niech Marek się hartuje, w końcu to chłop.
Po ślubie zamieszkali w jednopokojowym mieszkaniu Kasi, które dostała po babci. Na początku było w miarę dobrze. Marek pracował, czasem wracał podchmielony, ale zawsze miał powód.
— Wojtek stawiał, syn mu się urodził, jak nie wypić? Sam Pan Bóg przykazał — tłumaczył, gdy pytała. — Jurek imieniny obchodził, więc pretekst był. A ostatnio pomagaliśmy Pietrkowi z drewnem na działkę, to nas ugościł. Powodów było mnóstwo, wszystkie ważne. Jak odmówić?
Kasia urodziła syna, Jakuba, ale Marek pił dalej. Do domu wracał późno, do dziecka nie podchodził.
— Dlaczego nie zajmujesz się synem? To twoje dziecko! — żaliła się.
— Sam mówisz, żebym na niego nie oddychał fochem — odpowiadał.
— Przestań pić, co ci z tym do głowy strzeliło? — błagała.
Minęło osiem lat. Marek pił niemal codziennie. Z jednej pracy go wyrzucili, potem z drugiej. Cierpiąca teściowa widziała, iż synowa jest dobrą osobą, szanowała ją, a Kasia odwzajemniała się tym samym.
— Kasia tyle lat walczy z nałogiem Marka, a on nie przestaje. Z roku na rok tylko gorzej — zwierzała się starszej siostrze.
— Wanda, aż szkoda Kasi. Taka dobra żona i matka — współczuła siostra.
Minęły kolejne dwa lata. Jakub był w trzeciej klasie. Kasia praktycznie sama utrzymywała rodzinę — Marek nie pracował, choć teściowa pomagała, dając pieniądze i kupując wnukowi rzeczy. Marek w ogóle już nie przypominał tego przystojnego chłopaka z przeszłości. Opadł z sił, stracił większość zębów — niektóre w bójkach, inne przez upadki. Włosy mu przerzedły. Najgorsze było to, iż nie czuł już nic. Ani do żony, ani do syna.
— Kasia, rozwiedź się z tym Markiem i wyrzuć go! Jak można to znosić? — mówili jej matka, koledzy z pracy, sąsiedzi. Wszyscy widzieli, co się dzieje.
Ale Kasia żal było męża — bo miała miękkie serce, choćby dla bezdomnych kotów i psów, a cóż dopiero dla niego. Martwiła się tylko o Jakuba. Syn widział ojca w takim stanie i przestał go szanować. Traktowali się obojętnie. Więc Kasia zdecydowała — czas się rozstać.
Powiedziała o tym teściowej.
— Wandziu, nie mam już sił. Rozwodzę się z Markiem.
— Kasieńka, może spróbujemy go leczyć? Może będzie lepiej? — matce żal było syna.
— Ile razy próbowaliście z mężem? I co? Za jakiś czas wraca do tego samego. Nie chcę, żeby Jakub poszedł w jego ślady. Lepiej, żeby go nie widział. Więc wyrzucę go z mieszkania. Niech idzie, gdzie chce.
— A gdzie on pójdzie? Do nas, oczywiście. Boże, co się tu rozpęta… — Wanda załamała ręce.
Prawda była jednak taka, iż Kasia zdecydowała się na rozwód, bo zakochała się w swoim koledze z pracy, w Grzesiu. Ukrywała to głęboko w sobie. Nikt choćby nie podejrzewał. choćby on sam.
Grześ dołączył do nich w biurze dwa miesiące temu. Od pierwszego wejrzenia Kasia poczuła, jak serce jej przyśpiesza. Przystojny, niebieskooki blondyn z krótką fryzurą i szczerym uśmiechem oczarował ją. I nie tylko ją. Inne samotne koleżanki też się ożywily, gdy dowiedziały się, iż Grześ jest po rozwodzie i przeprowadził się z innego miasta. Mieszkał u ojca.
Choć był samotnym mężczyzną w wieku 34 lat, traktował kobiety z szacunkiem, choćby te, które otwarcie proponowały mu randki. Tylko się uśmiechał i grzecznie odmawiał:
— Dziś nie mogę, wybacz, mam już plany.
Niektóre koleżanki, urażone jego obojętnością, zaczęły rozpuszczać plotki za jego plecami, ale Grześ trzymał fason i z nikim się nie wikłał.
Kasia złożyła pozew o rozwód i oznajmiła mężowi:
— Marek, rozwodzimy się. Wynieś swoje rzeczy, dwie torby stoją w przedpokoju.
Marek bezmyślnie na nią spojrzał. Wiadomość go nie wzruszyła. Wziął torby i poszedł do rodziców.
— Wiem, iż od dawna nic dla niego nie znaczę — myślała po jego odejściu. — Teraz zaczynam nowe życie. Nauczę się ufać mężczyznom i przyjmować zaloty. Może kiedyś się to wydarzy.
I wydarzyło się. Pewnego dnia po pracy Grześ zatrzymał ją przed biurem.
— Kasia, idziesz do domu? Masz chwilę?
— Tak, trochę. Dlaczego? — zdziwiła się, a jej policzki lekko się zaróżowiły.
— Chciałem cię zaprosić na kolację. Pogadamy, lepiej się poznamy. W biurze nie chcę cię narażać na plotki — powiedział poważnie, a potem uśmiechnął się tym swoim ciepłym uśmiechem i wskazał drzwi samochodu.
— Dobrze, zgadzam się — odparła, siadając obok niego.
W kawiarni było jeszcze pusto, ale stopniowo zaczęli napływać goście.
— Kasia, przypadkiem dowiedziałem się, iż rozwiodłaś się z mężem — zaczął Grześ, gdy kelner przyjął zamówienie.
— Tak. MojaGrześ uśmiechnął się czule, sięgnął do kieszeni i wyjął małe pudełeczko, a gdy je otworzył, jego oczy spotkały się z jej wzrokiem pełnym nadziei i szczęścia.