No wreszcie.
Wychodząc za mąż, Kinga choćby nie przypuszczała, iż jej nowo poślubiony mąż Krzysztof ma zgubny nałóg. Nie byli razem długo – Krzysztof gwałtownie oświadczył się, przyznajmy, będąc pod wpływem alkoholu:
– Kinga, wyjdź za mnie – powiedział, a jego oddech zdradzał wypite drinki.
– Krzysztof, ty piłeś? I w takim stanie mi się oświadczasz? – oburzyła się nieco Kinga, ale i tak chciała wyjść za mąż. W końcu prawie wszystkie koleżanki już były zamężne.
– No bo… z radości. Mam nadzieję, iż nie odmówisz? – mówił wesoło. – No to jak, jaka twoja odpowiedź?
– Dobrze, zgadzam się, ale pod warunkiem, iż nie będziesz pił często. Tylko od święta.
– Przecież o to mi chodzi! No a dziś jest święto – oświadczyłem ci się!
Z młodości i naiwności Kinga nie zagłębiała się w problem, nie wiedziała też, iż ojciec Krzysztofa pił przez całe życie. Pewnie to wpłynęło na syna, zwłaszcza iż ojciec czasem proponował Krzysztofowi „wypić herbatkę w innej formie”.
Bożena, matka Krzysztofa, krzyczała, gdy mąż nalewał synowi:
– Sam się trujesz, a jeszcze syna uczysz… – ale ojciec tylko się śmiał.
– Cicho bądź, kobieto. Niech Krzysiek się hartuje, przecież to chłop.
Po ślubie młodzi zamieszkali w kawalerce Kingi, którą dostała w spadku po babci. Początkowo było dobrze. Krzysztof pracował, czasem wracał z roboty z zapachem alkoholu, ale zawsze miał powód:
– Zbyszku postawił, syn mu się urodził, jak nie wypić? Sam Pan Bóg kazał. Jurek obchodził urodziny, to się napiłem. Witek pomagałem na działce, to mnie poczęstował. Zawsze istotny powód – jak tu odmówić?
Kinga urodziła syna, Marcina, a Krzysztof pił dalej. Do domu nie śpieszył, do dziecka nie podchodził.
– Dlaczego nie zajmujesz się synem? To twoje dziecko – denerwowała się żona.
– Bo kazałaś, żebym na niego nie śmierdział – odpowiadał Krzysztof.
– Przestań pić, ile można cię prosić? – błagała Kinga.
Minęło osiem lat. Krzysztof pił praktycznie codziennie. Zwolnili go z jednej pracy, potem z drugiej. Bożena martwiła się. Widziała, iż synowa jest dobrą kobietą, szanowała ją, a Kinga odpłacała tym samym.
– Kinga latami próbuje go zmienić, ale on tylko gorzej się staje – zwierzała się starszej siostrze.
– Wiem, Bożenko. Szkoda Kingi, taka dobra żona i matka – wspierała ją siostra.
Minęły kolejne dwa lata. Marcin był w trzeciej klasie. Kinga adekwatnie sama utrzymywała rodzinę, bo Krzysztof nie pracował, choć Bożena dawała pieniądze i kupowała wnukowi rzeczy. Krzysztof już w ogóle nie przypominał przystojnego chłopaka sprzed lat. Zbutwiał. Połowy zębów nie miał – stracił w bójkach i upadkach, włosy też przerzedzone. Ale najgorsze – nie miał już żadnych uczuć. Ani do żony, ani do syna. Zero.
– Kinga, rozwiedź się z tym Krzysiem i wyrzuć go. Ile można to znosić? – mówiła jej matka, koledzy z pracy, sąsiedzi. Wszyscy widzieli, co się dzieje.
Ale Kinga żal było męża – bo miała miękkie serce, choćby bezdomne koty i psy zbierała, a co dopiero męża. Myślała tylko o Marcinie. Syn widział ojca pijanego, nie szanował go, traktowali się obojętnie. Więc Kinga postanowiła – trzeba się rozwieść.
Powiedziała to Bożenie.
– Bożena Janowno, już nie mam siły. Rozwiodę się z Krzysztofem.
– Kinga, może go leczyć? Może mu pomoże? – matce żal było syna.
– Ile razy już leczyliscie swojego męża? I co? Za chwilę znowu to samo. Nie chcę, żeby Marcin poszedł w ślady ojca. Lepiej, żeby go nie widział. Wyrzucę Krzysztofa, niech idzie, gdzie chce.
– A gdzie on pójdzie? Do nas. O Matko, co ja tu przeżyję… – załamała ręce Bożena.
Prawdę mówiąc, Kinga zdecydowała się na rozwód, bo zakochała się w swoim koleże z pracy, w Bartku. Ukrywała to głęboko. Nikt choćby się nie domyślał. choćby sam Bartek.
Bartek trafił do ich biura dwa miesiące temu. Kinga od pierwszego wejrzenia poczuła, jak serce jej przyspiesza. Przystojny, niebieskooki blondyn o krótkiej fryzurze i szczerym uśmiechu oczarował ją. I nie tylko ją. Inne samotne koleżanki też się ożywiły, gdy dowiedziały się, iż Bartek jest po rozwodzie i przyjechał z innego miasta. Zamieszkał u ojca.
Bartek, choć samotnym trzydziestoczterolatkiem, patrzył na kobiety z szacunkiem, choćby na te, które go wyraźnie podrywały. Tylko się uśmiechał i grzecznie odmawiał:
– Dziś nie mogę, przepraszam. Mam wieczór zajęty.
Niektóre złościły się i plotkowały za jego plecami, ale Bartek trzymał się prosto i nie dawał się sprowokować.
Kinga złożyła pozew o rozwód i powiedziała mężowi:
– Krzysztof, rozwodzimy się. Zabieraj swoje rzeczy i wynoś się. Dwie torby stoją w przedpokoju.
Krzysztof głupio na nią spojrzał. Rozwód go nie zmartwił. Wziął torby i poszedł do rodziców.
– Wiem, iż od dawna nic dla niego nie znaczyłam – myślała Kinga po jego wyjściu. – Teraz zacznie się nowe życie. Nauczę się ufać mężczyznom i przyjmować zaloty. Może kiedyś to się zdarzy.
I stało się. Pewnego dnia po pracy Bartek zatrzymał Kingę przed biurem:
– Kinga, idziesz do domu? Masz chwilę?
– Idę. Mam trochę czasu, o co chodzi? – zdziwiła się, a policzki jej zarumieniły się.
– Chcę cię zaprosić na kolację. Porozmawiamy. W biurze nie chcę cię kompromitować – powiedział poważnie, a potem uśmiechnął się i wskazał samochód.
– Dobrze, zgadzam się – odpowiedziała, siadając obok niego.
W kawiarni było niewielu gości. Jeszcze wcześnie, ale ludzie powoli zapełniali stoliki.
– Kinga, słyszałem, iż się rozwiodłaś – powiedział Bartek, gdy zamówili jedzenie.
– Tak. Moja cierpliwość się wyczerpała. Miałam dość ciągnięcia całej rodziny… – odpowiedW niedługim czasie Kinga znalazła szczęście u boku Bartka, a Krzysztof, choć przez cały czas błąkał się życiem, przestał być już ciężarem dla tych, którzy kiedyś go kochali.