— Nie, Ewa, ty nic nie rozumiesz! Nie mogę tak dalej żyć! — Kinga złapała przyjaciółkę za rękę, ściskając tak mocno, iż tamta się skrzywiła. — On się z nią żeni! Z tą… z tą pannicą! A ja co, dwanaście lat zmarnowałam?
— Kinga, puść, boli! — Ewa próbowała uwolnić dłoń, ale przyjaciółka trzymała ją kurczowo, a w jej oczach palił się desperacki ogień. — Posłuchaj mnie…
— Nie, to ty mnie posłuchaj! — Kinga zerwała się z kuchennego krzesła i zaczęła chodzić po małym pokoju tam i z powrotem, jak zwierzę w klatce. — Dwanaście lat, Ewa! Dwanaście lat na niego czekałam! Gdy studiował, ja pracowałam, żeby mu pomóc finansowo. Gdy szukał pracy, wspierałam go. Gdy jego matka chorowała, siedziałam z nią w szpitalu jak własna córka! A on… on…
Głos Kingi się załamał, usiadła z powrotem na krześle, zakrywając twarz dłońmi.
Ewa delikatnie przesunęła w jej stronę kubek z herbatą, która już zdążyła wystygnąć.
— Może to i lepiej, Kinguś? Może on po prostu nie był dla ciebie przeznaczony?
— Nie przeznaczony? — Kinga gwałtownie podniosła głowę i spojrzała na Ewę w taki sposób, iż ta mimowolnie się cofnęła. — Nie przeznaczony? A co w takim razie jest moim przeznaczeniem? Siedzieć sama w czterdziestce i wspominać, co mogło być?
— Masz dopiero trzydzieści osiem…
— niedługo trzydzieści dziewięć! — przerwała Kinga. — I co mam teraz zrobić? Zaczynać wszystko od nowa? Szukać kogoś innego? Ale kto by chciał kobietę w moim wieku? Wszyscy porządni mężczyźni są dawno żonaci!
Ewa milczała, nie wiedząc, co odpowiedzieć. Znała Kingę jeszcze z czasów studiów, widziała, jak rzucała się między nadzieją a rozpaczą przez te wszystkie lata. Krzysztof raz pojawiał się w jej życiu, raz znikał, obiecywał małżeństwo, potem mówił, iż nie jest gotowy, iż trzeba jeszcze poczekać. A Kinga czekała, wierząc w każde jego słowo.
— Pamiętasz, jak chodziłyśmy razem na angielski? — cicho zapytała Ewa. — Mówiłaś wtedy, iż chcesz pojechać za granicę, zobaczyć świat. A potem poznałaś Krzysztofa i rzuciłaś naukę.
— Co ma do tego angielski? — zirytowała się Kinga. — Kochałam go, rozumiesz? Naprawdę! Nie jak te głupie laleczki, które zmieniają facetów jak rękawiczki. A on… po prostu mnie wykorzystywał!
— Nie wykorzystywał, Kinguś. Po prostu… nie wyszło.
— Nie wyszło? — Kinga wstała, podeszła do okna, długo patrzyła na zaśnieżone podwórko. — Wiesz, co mi powiedział, gdy dowiedziałam się o jego ślubie? Że znam go za dobrze. Że z Olą jest mu ciekawiej, bo jest tajemnicza. Tajemnicza! Dwudziestoletnia studentka, która umie tylko robić selfie!
— Kinga, nie dręcz się…
— Ja się nie dręczę! — odwróciła się gwałtownie. — Jestem wściekła! Nie rozumiem, jak to się stało! Byliśmy szczęśliwi! Pamiętasz, jak jeździliśmy latem na działkę? Jak mi kwiaty dawał? Jak mówił, iż jestem najlepsza?
— Pamiętam — skinęła głową Ewa. — Ale to było dawno, Kinguś.
— Nie aż tak! Zaledwie rok temu! Rozmawialiśmy wtedy o dzieciach, o tym, jak nazwiemy córkę albo syna. On choćby imiona wymyślał! A teraz ta Ola jest w drugim miesiącu ciąży!
Ewa drgnęła.
— Ciąży? Nie mówiłaś mi o tym!
— Po co? — Kinga opadła na krzesło, nagle jakby z niej całe powietrze wyszło. — Po co ci wiedzieć, iż nie tylko się z nią żeni, ale też spodziewa się dziecka? Tego samego dziecka, o którym my z nim marzyliśmy…
— Boże, Kinga… — Ewa wstała, objęła przyjaciółkę za ramiona. — Tak mi cię szkoda…
— Nie żałuj mnie! — Kinga wyrwała się z objęć. — Nie trzeba! Sama jestem winna! Powinnam od niego odejść już dawno, gdy pierwszy raz zaczął opowiadać, iż nie jest gotowy na poważny związek. A ja wierzyłam, iż go zmienię, iż zrozumie, jaka jestem dobra…
— Bo jesteś dobra, Kinga. Jesteś mądra, serdeczna, piękna…
— Piękna? — Kinga gorzko się zaśmiała. — Spójrz na mnie! Siwe włosy, zmarszczki, nadwaga. A jego Ola młoda, szczupła, modna. Oczywiście, iż ją wybrał!
— Nie w tym rzecz!
— A w czym? Wytłumacz mi, Ewa! Co zrobiłam źle? Dlaczego go nie zatrzymałam?
Ewa usiadła bliżej, wzięła dłonie Kingi w swoje.
— Posłuchaj uważnie. Nic nie zrobiłaś źle. Byłaś wspaniałą przyjaciółką, wsparciem, prawie żoną. Ale Krzysztof… po prostu nie był człowiekiem, z którym mogłabyś być szczęśliwa. To egoista, Kinga. Zawsze myślał tylko o sobie.
— Nie, ty go nie znasz! Bywał czuły, troskliwy…
— Bywał, gdy mu to pasowało. Pamiętasz, jak znikał na miesiące, gdy najbardziej go potrzebowałaś? Jak obiecywał przedstawić cię rodzicom, a potem znajdował wymówki? Jak mówił, iż cię kocha, a sam spotykał się z innymi!
— Skąd wiesz o innych?! — Kinga błyskawicznie odwróciła głowę.
Ewa zawahała się, spuściła wzrok.
— Widziałam go rok temu… z jakąś blondynką. W kawiarni, całowali się. Chciałam ci powiedzieć, ale…
— Ale nie powiedziałaś! — Kinga zerwała się, znów zaczęła chodzić po pokoju. — Wiedziałaś, iż mnie zdradza, i milczałaś!
— Nie byłam pewna! Może to była tylko znajoma, albo…
— Albo kochanka! — Kinga zatrzymała się, wpatrując się w Ewę. — Powinnaś mi powiedzieć! Miałam prawo to wiedzieć!
— I co byś zrobiła? Urządziłabyś awanturę? Odeszła? Wiemy obie, iż i tak byś mu wybaczyła, jak zawsze!
Kinga chciała zaprotestować, ale zrozumiała, iż Ewa ma rację. Zawsze mu wybaczała: spóźnienia, złamane obietnice, długie nieobecności. Zawsze znajdowała usprawiedliwienie, zawsze wierzyła, iż się zmieni.
— Wiesz, co jest najgorsze? — szepnęła Kinga, siadając z powrotem. — Myślałam, iż jesteśmy podobni. ŻeI w końcu zrozumiała, iż prawdziwa miłość zaczyna się od miłości do samej siebie.