Pewnego wczesnego niedzielnego ranka obudził mnie dzwonek. Jeszcze półprzytomny złapałem telefon, ale ekran pozostawał czarny. Wtedy rozległo się ponowne pukanie do drzwi. Zerwałem się z łóżka, narzuciłem coś na siebie i pobiegłem otworzyć. Każdy wie, iż gdy ktoś puka o świcie, to nie bez powodu.
– Cześć! Długo śpisz. Co tak stoisz jak wryty? Nie cieszysz się na widok przyjaciela? – W drzwiach stał mój kolega z uczelni, Krzysiek Kowalski. – Mogę wejść?
– Krzysiek?! Skąd się tu wziąłeś? – Uściskałem go mocno i wciągnąłem do mieszkania. – choćby nie uprzedziłeś, cholerny łobuzie. Jak mnie znalazłeś?
– Byłem u twoich rodziców, mama dała mi adres. Powiedziała też, iż się rozwiódłeś i tu uciekłeś. Jestem przejazdem. Specjalnie tak ułożyłem trasę, żeby cię odwiedzić. Pokaż, gdzie iść.
– Idź do kuchni, ja tylko się umyję. Postaw czajnik! – krzyknąłem, zamykając się w łazience.
Gdy wróciłem, na stole stała butelka czerwonego wina, a Krzysiek kroił ser.
– Przepraszam, trochę się rozgościłem. Masz pustą lodówkę. Głodówkę sobie urządziłeś? Po to są przyjaciele, żebyś nie umarł z głodu – powiedział z przekąsem, składając kanapki.
– Wino? Rano? – Odwróciłem butelkę, by przeczytać etykietę.
– A kto nam zabroni? To tylko symbolicznie, dla lepszej atmosfery.
Wypiliśmy, zagryzając kanapkami i jajecznicą. I zaczęły się wspomnienia, wspomnienia…
Krzysiek ożenił się jeszcze na studiach.
– Teść odszedł na emeryturę, więc teraz ja prowadzę firmę budowlaną. Tak, możesz pozazdrościć. Starszy syn kończył liceum, młodszy jest w siódmej klasie. Życie się udało – chwalił się. – A o tobie już wiem. przez cały czas nie znalazłeś swojej Aiszy?
– Pamiętasz ją? Nie, nie znalazłem.
– Tylko nie mów, iż żyjesz sam. – Krzysiek włożył do ust resztkę kanapki.
– Z synem. Wyjechał do Oli na urodziny. Wczoraj dzwonił, wraca za kilka dni.
Wtedy koledzy odradzali mi małżeństwo z Olą. Ale ja uparłem się. A to dlatego, iż przypominała mi Anię, Aiszę, jak ją nazywaliśmy. Jej syn od razu zaczął nazywać mnie tatą. I ja też się do niego przywiązałem. Ale małżeństwo nie trwało długo.
Ola gwałtownie wyszła ponownie za mąż. Z nowym ojczymem relacje Szymona nie układały się najlepiej. Często uciekał do mnie. Ola oskarżała mnie, iż specjalnie odciągam chłopca. Zmęczyły mnie te kłótnie, więc wyprowadziłem się do Krakowa.
– Szymek spędzał u mnie każde wakacje. Ola urodziła kolejne dziecko i nie miała dla niego czasu. A po skończeniu szkoły przeprowadził się do mnie na stałe – opowiadałem.
– Nieźle. Hollywood może się schować. – Krzysiek dolali resztki wina.
– Nie, wszystko się już ułożyło. – Wypiliśmy.
– A ja miałem nadzieję, iż jednak ją znajdziesz. Taka miłość była. – Krzysiek westchnął.
Milczałem. Ostatnio rzadko myślałem o tamtej miłości, ale Krzysiek przyjechał i rozbudził wspomnienia.
Na dworcu obiecaliśmy sobie utrzymywać kontakt. Wróciłem do domu, wyciągnąłem stary album i znalazłem zdjęcie Ani. Wpatrywałem się w nie, wracając myślami do tamtych dni…
***
Krzysiek wyprosił u ojca starą toyotę i razem z Fedkiem pojechaliśmy na południe, do jego rodziny. Mieliśmy jeszcze czas przed rozpoczęciem roku, więc czemu nie odpocząć?
W Małopolsce trwały właśnie zbiory jabłek i śliwek… Zaproponowano nam pracę przy zbiorach. Dla studentów każda złotówka się liczy. Od świtu zbieraliśmy owoce, a gdy upał stawał się nie do wytrzymania, biegliśmy ochłodzić się w rzece.
Tam zobaczyliśmy Anię. Siedziała na brzegu i wpatrywała się w dal.
– Aisza czeka na swojego księcia – zażartował Krzysiek.
I tak już zostało. Koledzy mądrali już dziewczyny, tylko ja nie miałem poważnego związku.
Krzysiek z Fedkiem z krzykiem wskoczyli do wody, a ja podszedłem do dziewczyny.
– Czekasz na statek z różowymi żaglami? – spytałem żartobliwię.
Podniosła na mnie oczy. Było w nich tyle smutku, iż zaniemówiłem. Znów spojrzała na wodę. Usiadłem obok, objąłem kolana. Wydawało się, iż choćby mnie nie zauważyła.
– Słyszysz? – spytałem, nasłuchując szumu wody.
– Rzeka mówi – odpowiedziała.
Zaskoczony spojrzałem na nią. WysW tamtej chwili zrozumiałem, iż czasem spotykamy ludzi tylko po to, by nauczyć się tęsknić, a życie potrafi zamknąć krąg w najbardziej nieoczekiwany sposób.