— Jak mogłaś?! — krzyczała Jolanta, wymachując pomiężonym papierem. — Jak mogłaś to podpisać?!
Wanda drgnęła, odstawiła filiżankę herbaty i zwróciła się powoli do siostry. Na jej twarzy nie było śmie żalu, tylko zmęczenie.
— Podpisałam i już. O co tyle hałasu? — wzruszyła ramionami. — Dom i tak trzeba sprzedać, sama mówiłaś…
— Mówiłam?! — głos Jolanty zadrżał z oburzenia. — Mówiłam, iż mamy podejmować decyzje razem! Razem, Wanda! A ty za moimi plecami, po cichu, dogadałaś się z pośrednikiem! Do tego za pół ceny!
— Nie za pół, tylko… — zaczęła Wanda, ale siostra przerwała.
— Za półtora raza mniej! I co z tego? To niby mała różnica?! Ten dom zostawiła nam mama, rozumiesz? Nam obu! A ty uznałaś, iż tu rządzisz!
W kuchni zrobiło się cicho. Tylko stare zegary na ścianie tykały, te same, które mama przywiozła kiedyś z Niemiec. Wanda milczała, stojąc przy oknie i wpatrująć się w podwórko, gdzie kiedyś grały w klasy.
— Czy ty w ogóle rozumiesz, co robisz? — kontynuowała Jolanta, już ciszej. — Mój syn idzie na studia, potrzebujemy morze pieniędzy. Twoja córka wychodzi za mąż, trzeba urządzić wesele. Dla obu nas te pieniądze są jak powietrze!
— Właśnie dlatego — odwróciła się Wanda. — Dlatego się pospieszyłam. Dopóki są chętni, dopóki nasza dzielnica jest w modzie. Później nikt nie zechce tego domu.
— Ale my się umówiłyśmy! — w głosie Jolanty zabrzmiały łzy. — Obiecałaś, iż zdecydujemy razem!
— Umówiłyśmy się, umówiłyśmy… — machnęła ręką Wanda. — A ty pojechałaś na tydzień, telefonu nie odbierałaś. Kupcy nie będą czekać, mają wybór.
Jolanta opadła na krzesło, opuściła głowę na dłonie. Dokument leżał na stole, jakby się z niej komuś naigrawał.
— Czytałam do chorej ciotki na wieś — wyszeptała. — Była sama, nie miał kto się nią zająć. Przecież ci mówiłam…
— Mówiłaś, nie mówiłaś… — Wanda wzruszyła ramionami. — Sprawa załatwiona. Pieniądze będą za miesiąc, podzielimy po połowie i koniec.
— Koniec?! — poderwała się Jolanta. — Naprawdę myślisz, iż to koniec?
Wanda nalała sobie więcej herbaty, usiadła naprzeciw siostry. Jej twarz była spokojna, niemal obojętna.
— A co jeszcze? Dom sprzedany, pieniądze podzielone. Właśnie uczciwie.
— Uczciwie… — Jolanta gorzko się uśmiechnęła. — A czy uczciwe było nie zapytać mnie? Nie poczekać, aż wrócę?
— Jolka, nie rób dramatu! — skrzywiła się Wanda. — Jakby to był jakiś wielki interes. I tak żadna z nas tu nie zamierza mieszkać.
— Nie zamierza?! — w oczach Jolanty błysnęło. — A kto tu przyjeżdżał co weekend? Kto kopał w ogródku, naprawiał dach? Kto pilnował domu sąsiadom?
— No i co z tego? — wzruszyła ramionami Wanda. — Twoje hobby. A ja przez te lata płaciłam rachunki.
— Rachunki… — Jolanta podeszła do okna. — Wanda, pamiętasz w ogóle, jak tu żyłyśmy? Jak mama nas wychowywała? Pamiętasz, jak w tej kuchni odrabiałyśmy lekcje?
— Pamiętam — krótko odparła Wanda. — I co?
— Jak to „co”?!— Jolanta odwróciła się gwałtownie. — To nasza pamięć! Nasze dzieciństwo! A ty sprzedajesz to jakiemuś wujkowi Kazikowi za grosze!
— Nie za grosze, tylko za porządne pieniądze. I nie wujkowi Kazikowi, tylko rodzinie z dziećmi. Oni potrzebują domu, a my pieniędzy. Wszystko w porządku.
Jolanta wróciła powoli do stołu, wzięła dokument. Przewracała kartki, czytała, a jej twarz stawała się coraz bledsza.
— Wanda, co to za punkt? — wskazała na środek dokumentu. — Tu jest napisane, iż sprzedająca jest tylko jedna — Wanda Nowak. A gdzie ja?
Wanda spojrzała w bok.
— To… formalność. Wszystko na mnie, bo mieszkam w mieście, a ty na obrzeżach. Notariuszowi tak było wygodniej.
— Notariuszowi wygodniej?! — Jolanta prawie krzyknęła. — Wanda, co ty wyprawiasz?! Wychodzi na to, iż dom jest mój! A ty mi potem z łaski dasz połowę?!
— Nie krzycz! — skrzywiła się Wanda. — Sąsiedzi usłyszą, plotki się rozniosą. To tylko formalność.
— Formalność… — Jolanta usiadła, ciężko oddychając. — Wanda, jesteśmy siostrami. Tę samą matkę miałyśmy. Jak mogłaś tak postąpić?
— Wcale nie postąpiłam! — wybuchnęła Wanda. — Sprzedałam dom, dostanę pieniądze, podzielę się z tobą. W czym problem?
— W tym, iż mi nie ufasz! — Jolanta uderzyła pięścią w stół. — W tym, iż podejmujesz decyzje za mnie! W tym, iż uważasz mnie za głupią!
— Wcale tak nie myślę! — machnęła ręką Wanda. — Po prostu jestem praktyczna. Zawsze byłam.
— Praktyczna… — Jolanta zaśmiała się gorcznie. — A pamiętasz, jak mama chorowała? Kto jeździł po leki? Kto dyżurował w szpitalu? Kto kupował lekarstwa?
— No i co? — Wanda zacisnęła ręce. — Ja wtedy pracowałam na dwóch etatach! Zarabiałam na leczenie! A ty byłeś wolna, więc siedziałaś przy mamie.
— Wolna?! — Jolanta zerwała się. — Wanda, właśnie wtedy się rozwodziłam! Została sama z dzieckiem! A i tak codziennie dojeżdżałam do matki!
— A ja zarabiałam na jej ratunek! — podniosła głos Wanda. — Gdy ty płakałaś przy łóżku, ja harowałam jak wół!
— Harowałaś… — Jolanta szepnęła. — A gdy mama umierała, gdzie byłaś? Pamiętasz?
Wanda zamilkła, spojrzała przez okno.
— Byłam w delegacji. Ważnej delegacji.
— Delegacji! — Jolanta zaśmiała się, ale śmiech był pełen goryczy. — A mama wołała twojego imienia. W ostatnich chwilach pytała: „Gdzie Wandzia? Czemu Wandzia nie przychodzi?”.
— Przestań — kompletnie cicho powiedziała Wanda. — Nie mów o tym.
— Muszę! — uderzyła dłonią w stół Jolanta. — Musimy pamiętać! Mówiłam jej, iż jesteś w podróży, iż wrócisz. A ona wciąż patrzyła na drzwi…
— Zamknij się!Stały w objęciach, a za oknem stary klon szumiał, jakby szeptał im to, co mama powiedziałaby teraz: iż dom można sprzedać, ale siostrzanej miłości nie.