Zimna Krew

newsempire24.com 3 tygodni temu

Spokojny

Po rozwodzie z mężem i podziale mieszkania, Bogumiła musiała zamieszkać niemal na obrzeżach miasta. Dostała dwupokojowe mieszkanie, które nie widziało żadnego remontu od niepamiętnych czasów. Przynajmniej takie było pierwsze wrażenie. Ale Bogumiła należała do kobiet, które trudno wystraszyć – wytrzymała wiele w związku z tyranem.

Przed zakupem tego mieszkania obejrzała dziesiątki innych, ale wszystkie były za drogie. To jednak wydało się jej w sam raz.

— Babcia tu mieszkała — powiedziała sympatyczna młoda dziewczyna. — Rodzice zabrali ją do siebie, bo jest już chora. Mieszkanie postanowili sprzedać. Trochę daleko, mnie to nie odpowiada. Zwłaszcza iż tata obiecał dołożyć, żebym mogła kupić coś bliżej nich.

Bogumiła obserwowała ją, a ta ciągnęła dalej:

— Wiem, iż bez remontu, ale cena jest do negocjacji.

I tak Bogumiła nabyła to mieszkanie, które wręcz błagało o odświeżenie. Plusem było też to, iż jej biuro znajdowało się tylko trzy przystanki tramwajem. Wcześniej droga zajmowała jej blisko czterdzieści minut.

Marek, jej były mąż, był prawdziwym despotą. Zdała sobie z tego sprawę dopiero po latach małżeństwa, gdy ich syn już dorastał. O rozwodzie pomyślała po kolejnej awanturze. Miała domatorską naturę – dbała o porządek, gotowała z radością. ale gdy Marek wracał pijany, wszystko wylatywało w powietrze. Talerze, wazy, ubrania.

— Nie siedź, tylko sprzątaj! — ryczał, gdy jego szał mijał.

Lubił patrzeć, jak Bogumiła krząta się po mieszkaniu, które wcale nie było małe. Wykupił sąsiednie dwupokojowe i połączył je w jedno. Ona stworzyła tam przytulny dom, ale jego wybuchów wściekłości już nie znosiła. Bała się, choć na szczęście nigdy nie podniósł na nią ręki.

Z czasem awantury stawały się coraz częstsze. Gdy syn wyjechał na studia do Gdańska, Bogumiła zdecydowała się na rozwód. Przeszła przez wiele, ale wreszcie była sama. Starała się, by Marek nie odkrył, gdzie teraz mieszka. Pieniędzy starczyło choćby na remont. Wzięła dwutygodniowy urlop, by wszystko ogarnąć.

— Zrobię to sama. Hydraulika jest w porządku, widać, iż nowa. Oboje, farba – dam radę. Ewentualnie znajdę kogoś po ogłoszeniu. Najpierw jednak sufit podwieszany. — Spojrzała na odpadający tynk.

Szybko znalazła fachowca i sufit był gotowy w parę dni. Kupiła tapety, klej, zabrała się do roboty. Pomogła jej przyjaciółka Weronika. Gdy skończyły, obie były zachwycone.

— Boguś, ale tu pięknie! Jasno, czysto, przytulnie. Tylko podłogę trzeba wymienić, położyć jasny laminat. Powiem mojemu Krzysiowi, on się na tym zna. Sam u nas kładł, świetnie wyszedł. Będzie taniej. On choćby zakupi i przywiezie.

— O, racja! Ale zanim się za to wezmę, muszę pomalować kaloryfery. Nie podobają mi się, zrobię je w kolorze tapet.

— Dobrze, lecę już. Potem urządzimy małe przyjęcie, gdy wszystko skończysz — zaśmiała się Weronika.

Niedaleko był mały sklep budowlany, do którego Bogumiła wcześniej nie zaglądała. Ale farbę mogła kupić i tam, zamiast jechać do marketu. W środku panował półmrok.

— Oszczędzają na prądzie? — przemknęło jej przez myśl.

Za ladą stał sprzedawca, mieszając coś w puszce.

— Dzień dobry — powiedziała, a on podniósł głowę.

Zamarła. Przed nią stał przystojny mężczyzna o jasnych włosach i błękitnych oczach, przypominający aktora. choćby w tym świetle było widać, iż jest niezwykły. Przypomniała sobie swoje wcześniejsze myśli – zastanawiała się, czym mogłaby ją zaskoczyć ta dzielnica. No i proszę…

— Dzień dobry — odpowiedział. — W czym mogę pomóc?

— Farba… macie w kolorze kości słoniowej?

— Jaka farba? Emalia, olejna…

— Ach, nie wiem.

Zaprowadził ją do półek, pokazując różne puszki i objaśniając:

— Ta nadaje się do drewna, a tą najlepiej maluje się rury…

— Kaloryfery chcę pomalować — odparła.

Postawił przed nią puszkę, zapłaciła i wybiegła. W drodze do domu złorzeczyła sobie, iż nie odważyła się zagadać.

— Zawsze tak. Gdy kogoś polubię, od razu się spinam. A przecież był pretekst!

Marzyła, żeby poprosić go o pomoc w malowaniu, ale to były tylko marzenia. Wzięła się do roboty i do wieczora skończyła.

Zamknęła się w kuchni, gdzie na czas remontu postawiła składane łóżko, i otworzyła okno na oścież.

— Przyjemnie tu wieczorami, cicho, nie jak w centrum — myślała, zasypiając. — Jutro skończę malowanie i koniec.

Rano po śniadaniu sięgnęła po pędzel, ale zaschł. Zostawiła go poprzedniego dnia bez namysłu.

— Trzeba iść znowu do tego sklepu. — Ucieszyła się na myśl, iż znów go zobaczy.

— Słucham — powiedział grzecznie.

— Chyba mnie nie poznaje — pomyślała i nagle wykrztusiła: — Dlaczego tu tak ciemno? Trudno coś dojrzeć.

— Pytaj, wszystko wyjaśnię — odparł spokojnie, niemal bez emocji. — Odpowiem na każde pytanie.

— Pędzel mi zaschnął.

— Kup pani terpentynę — rzekł tym samym neutralnym tonem.

— Proszę. — Zapłaciła i wyszła.

Jego uprzejmość była lodowata, ale Bogumiła się nie zniechęciła.

— Nic nie szkodzi. Jeszcze mnie nie znasz, ale mi się podobasz.

Wiedziała, iż jeszcze nie raz odwiedzi ten sklep. I iż coś wymyśli. W ogóle nie brała pod uwagę, iż może być żonaty. Była pewna, iż wolny, choć wyglądał na lekko po czterdziestce, tak jak ona.

Trzeciego dnia znów poszła po zakupy.

— Dzień dobry! — zawołała z uśmiechem. — Już chyba stałam się stałą klientką.

— Słucham — odparł tak samo obojętnie.

— Dwie żarówki po sto watów. — Jej nastrój opadł. Podał cenę, i tyle.

Zapłaciła i wyszła.

— Co to ma znaczyć? Znowu mnie nie rozpoznał? Próbowałam być miła, a on jak głaz.

Czwartego dnia wpadła do sklepu i od progu zawołała:

— C— Hej, to znowu ja, poznałeś mnie? — nie dając mu dojść do słowa, dodała szybko: — muszę tu wchodzić codziennie przez ten cały remont, a pomóc nie ma komu, wszystko robię sama… może się przedstawimy? Ja jestem Bogumiła.

— Arkadiusz — odpowiedział tym samym spokojnym głosem. — W czym mogę pomóc?

— Pokaż mi szpachelki.

Znów wskazał kilka, wyjaśnił krótko, która do czego, zapłaciła i wyszła, gryząc się w myślach:

— Może nie jestem w jego guście? — choć wiedziała, iż jest atrakcyjna, gospodarna, potrafiła ugotować pierogi lepiej niż jego matka, a na dodatek skończyła studia z wyróżnieniem… i czuła, iż Arkadiusz jest właśnie tym, na kogo czekała.

Następnego dnia znów wróciła do sklepu.

— Witaj, Arkadiuszu.

— Dzień dobry. — choćby nie drgnął.

— Potrzebuję wałka do malowania. — Wzięła go, pokręciła w dłoniach i wybiegła.

— Niech sobie leży, gdzie chce — złość zagryzła ją w środku. — Przeżyję, koniec z tym sklepem.

Mijał drugi tydzień urlopu, mieszkanie wyglądało zupełnie inaczej, umówiła się choćby z Weroniką na małe przyjęcie w kawiarni.

— Spotkamy się po pracy — mówiła. — Możemy u mnie, ale lepiej gdzieś wyjść.

— Właśnie! Krzysiek też chce przyjść, przecież to on położył ci podłogę — zaśmiała się Weronika. — A tak w ogóle, co tam twój przystojny sprzedawca?

— Nic… już tydzień tam nie byłam — przyznała cicho Bogumiła.

— Głupio! Trzeba walczyć, a nie się poddawać — Weronika pokręciła głową. — Kropla drąży skałę, a tu mówimy o całym mężczyźnie.

— Daj spokój, na pewno jest żonaty. Tacy jak on nie chodzą sami — machnęła ręką.

W sobotni wieczór wracała z marketu, niosąc ciężkie torby.

— Jutro jeszcze dzień, a w poniedziałek do pracy — myślała. — Dobrze, w domu już się nudzę, wszystko skończone.

— Bogumiła! — nagle usłyszała za sobą czyjś głos. Odwróciła się.

— Bogumiła, dzień dobry — przed nią stał Arkadiusz, a ona oniemiała.

Nagle przeszedł na “ty”, jakby znali się od zawsze.

— Nie było cię tak długo… przechadzałem się tu kilka razy — zauważyła, iż jego głos drży. — Dlaczego nie przychodzisz?

— Cześć! — odparła radośnie. — Remont skończony, w poniedziałek wracam do roboty.

— Tak? A ja myślałem… — zawahał się. — Mogę zobaczyć ten twój remont?

Stał niepewnie, a jej serce podskoczyło — dlaczego dopiero teraz?

— Remont gotowy, ale… męska pomoc by się przydała.

— Tak? — zatrzymał się nagle, poważniejąc. — Spodobałaś mi się od pierwszej chwili, a ty potrzebujesz tylko pomocnika?

— Boże, nie zrozumiałeś… — rozpromieniła się. — Chodź, pokażę ci mieszkanie, zapraszam na herbatę.

W jego oczach zobaczyła błysk radości, choćby się zarumienił.

— Więc o to chodzi — pomyślała. — Po prostu jest nieśmiały.

— Nie potrzebuję pomocnika. Potrzebuję ciebie — wyznała, a on roześmiał się i spojrzał na nią tak ciepło, iż aż zabolało ją w brzuchu.

— Bałem się spytać, myślałem, iż jesteś zamężna — przyznał. — Ale potem przypomniałem sobie, jak mówiłaś, iż nie masz komu pomóc… dobrze, iż cię spotkałem, myślałem, iż już nie wrócisz.

Jej serce biło jak oszalałe — chciała, żeby został, by jego spokój i silne ramię towarzyszyły jej każdego dnia.

Idź do oryginalnego materiału