Zostanę babcią… Jak pogodzić się z tym, iż jest starsza od mojego syna o 12 lat?

newsempire24.com 2 tygodni temu

Będę babcią… Ale jak pogodzić się z tym, iż ona jest starsza od mojego syna o dwanaście lat?

Czasem, szczególnie po rozwodzie z Tomaszem, marzę, by po prostu zniknąć. Uciec gdzieś daleko – od sąsiadów, przyjaciółek, rodziny, choćby od własnego odbicia w lustrze. Schować się, by zresetować umysł, dać zmęczonemu sercu ciszę i szansę na nowy początek.

W takie chwile biorę książkę, otulam się kocem i wtapiam w kanapę w nowym mieszkaniu, kupionym po podziale majątku. Oddycham wolnością. Syn odwiedza rzadko – Bartek, mój jedyny, niedawno skończył dwadzieścia pięć lat. Ma pracę, swoich znajomych, własne życie. Nie przytłacza mnie, nie domaga się uwagi. Jestem za to wdzięczna, choć czasem samotność dusi jak za ciasny szal.

Siedem miesięcy temu do sąsiedniego mieszkania wprowadziła się Weronika. Kobieta o twardym spojrzeniu, ale z ciepłem w uśmiechu, trzydziestokilkuletnia. Od pierwszej rozmowy przypadła mi do serca – uprzejma, serdeczna. gwałtownie się zaprzyjaźniłyśmy. Czasem zapraszała mnie na kawę, czasem ja ją na lampkę wina.

Okazało się, iż życie nie oszczędzało Weroniki: dwa rozwody, poronienie, niepłodność. Gdy o tym mówiła, w oczach miała łzy. Ale najbardziej pragnęła nie tylko dziecka, ale także rodziny – mężczyzny, który zostałby przy niej na dobre i na złe.

Ja, z moim doświadczeniem, próbowałam ją przekonać: nie trzeba szukać miłości życia, wystarczy znaleźć dobrego dawcę i urodzić dla siebie. Weronika jednak upierała się – potrzebowała nie tylko macierzyństwa, ale i małżeństwa.

W moje imieniny, na św. Mikołaja, zaprosiłam tylko Bartka. Musieliśmy porozmawiać – właśnie rozstał się z dziewczyną, z którą był trzy lata. Wybrała innego: bogatszego, starszego, „z perspektywami”. Bartek cierpiał, więc szukałam słów, by go pocieszyć, przypomnieć, iż przed nim jeszcze całe życie.

Nagle… zadzwonili do drzwi. W progu stała Weronika z bukietem róż. Zostaliśmy we trójkę, jedliśmy, piliśmy, śmialiśmy się. Bartek, pierwszy raz od miesięcy, został na noc. Byłam szczęśliwa – mój chłopak znów się uśmiechał.

Minęły tygodnie. Bartek zaglądał częściej. Weronika – przeciwnie, trzymała dystans. Ale promieniała, jakby niosła w sobie tajemnicę. Gdy spytałam, czy coś się zmieniło, odparła tylko: „Może. Jeszcze za wcześnie, by mówić.”

A potem przyszedł Walentynkowy poranek. Weronika zadzwoniła: „Trzymajcie za mnie kciuki. Dziś istotny dzień.” Wieczorem wróciła sama z ogromnym bukietem frezji. Bez mężczyzny, bez adoratora. Żal ścisnął mi serce.

Kilka minut później znowu zadzwonili. Otworzyłam – Bartek. Za nim Weronika. Wymienili nieśmiałe spojrzenia, aż w końcu on, kaszląc, wyznał:

– Mamo… gratulacje. Będziesz babcią.

Zakręciło mi się w głowie. Ta Weronika? Moja przyjaciółka? Ta sama, której radziłam, by nie zwlekała i szukała dawcy… A okazało się, iż dawcą został mój syn.

Boże, na co ją namówiłam… Jak zaakceptować tę różnicę – ona ma trzydzieści sześć, on dwadzieścia cztery. Przecież życzyłam jej szczęścia. Ale nie z moim dzieckiem!

Teraz siedzę w ciszy i myślę: co robić? Z jednej strony – wnuk czy wnuczka. Radość. Z drugiej – szok i ból. Ale serce… ono też pragnie ciepła. Może oni naprawdę znaleźli swoje szczęście w tym dziwnym, nierównym związku?

Chyba muszę nauczyć się wybaczać. Pogodzić się. I przypomnieć, iż życie nie idzie według scenariusza. Ale jeżeli pojawia się w nim dziecko – to znaczy, iż trwa dalej.

Idź do oryginalnego materiału