Zostanę babcią… Jak pogodzić się z tym, iż ona jest starsza od mojego syna o 12 lat?

newsempire24.com 3 tygodni temu

Dziś zrozumiałam, iż zostanę babcią… Ale jak pogodzić się z tym, iż ona jest starsza od mojego syna aż o dwanaście lat?

Czasem, szczególnie po rozwodzie z Szymonem, mam ochotę po prostu zniknąć. Uciec gdzieś daleko od wszystkich — od sąsiadów, przyjaciółek, rodziny, choćby od własnego odbicia w lustrze. Schować się, żeby zresetować siebie, dać zmęczonemu sercu ciszę i szansę, by znów zaczęło bić.

W takie chwile biorę książkę, otulam się kocem, siadam na kanapie w moim nowym mieszkaniu, kupionym po podziale majątku, i po prostu oddycham wolnością. Syn odwiedza rzadko — Dominik, mój jedyny, niedawno skończył dwadzieścia pięć lat. Ma pracę, przyjaciół, własne życie. Nie obciąża mnie, nie wymaga uwagi. Jestem mu za to wdzięczna, choć czasem samotność przytłacza nie do zniesienia.

Pół roku temu do sąsiedniego mieszkania wprowadziła się Agnieszka. Kobieta o twardym spojrzeniu i miękkim uśmiechu, po trzydziestce. Od pierwszej chwili przypadła mi do gustu — uprzejma, serdeczna. gwałtownie się zaprzyjaźniłyśmy. Raz ona zapraszała mnie na kawę, raz ja na lampkę wina.

Okazało się, iż życie Agnieszki wcale nie było łatwe: dwa rozwody, poronienie, bezpłodność. Za każdym razem, gdy o tym mówiła, w jej oczach błyszczały łzy. Ale najbardziej pragnęła nie tylko dziecka, ale także silnej rodziny, mężczyzny, który byłby przy niej na dobre i na złe.

Ja, z perspektywy lat, próbowałam ją przekonać. Mówiłam, iż nie trzeba szukać miłości życia — wystarczy znaleźć dobrego człowieka, odpowiedniego jako dawca, i urodzić dla siebie. Najważniejsze to dziecko. A mężczyźni… no cóż, przychodzą i odchodzą. Ale Agnieszka była nieugięta. Chciała nie tylko macierzyństwa, ale i małżeńskiej miłości.

I oto, na moje imieniny — u Świętej Doroty — zaprosiłam tylko Dominika. Musieliśmy spokojnie porozmawiać, bo właśnie rozstał się z dziewczyną, z którą żył trzy lata. Wybrała kogoś innego — bogatszego, starszego, „z perspektywami”. Dominik bolał, więc szukałam dla niego słów, pocieszałam, przypominałam, iż wszystko jeszcze przed nim.

Nagle… zadzwonili do drzwi. W progu stała Agnieszka z przepięknym bukietem. Zaprosiliśmy ją do środka, zrobiło się ciepły wieczór we troje. Jedliśmy, piliśmy, śmialiśmy się. Dominik, pierwszy raz od dawna, został u mnie na noc. Byłam szczęśliwa — mój chłopak wreszcie się uśmiechał.

Minęły tygodnie. Dominik zaczął częściej przychodzić. Agnieszka — przeciwnie, oddaliła się. Ale wyglądała inaczej — jaśniej, spokojniej. Gdy spytałam, czy coś dobrego się stało, tylko tajemniczo się uśmiechnęła: „Może. Jeszcze za wcześnie mówić.”

Aż przyszedł Walentynki. Rano Agnieszka zadzwoniła: „Trzymajcie za mnie kciuki. Dziś istotny dzień.” Wieczorem zobaczyłam, jak wraca z ogromnym bukietem frezji. Sama. Ani mężczyzny, ani pożegnania. Zrobiło mi się trochę przykro.

Kilka minut później znów zadzwonili. Otworzyłam — a tam Dominik. Za jego plecami — Agnieszka. Wymienili zakłopotane spojrzenia, aż w końcu mój syn, kaszląc, wyrzucił z siebie:

— Mamo… gratuluję. Będziesz babcią.

Załamały mi się nogi. Ta Agnieszka? Moja przyjaciółka-sąsiadka? Ta sama, której radziłam, by urodziła z dobrym dawcą… A dawcą okazał się mój syn.

Boże, na co ja ją naprowadziłam… Jak zaakceptować tę różnicę — ona ma trzydzieści sześć, on dwadzieścia cztery. Przecież naprawdę życzyłam jej szczęścia. Tylko nie z moim Dominikiem!

Teraz siedzę w ciszy i myślę: co robić? Z jednej strony — wnuczka czy wnuk. Radość. Z drugiej — szok i ból. Ale przecież serce… ono też pragnie ciepła. Może oni znaleźli swoje szczęście w tym dziwnym, nierównym związku?

Chyba będę musiała nauczyć się wybaczać. Pogodzić. I pamiętać, iż życie nie zawsze idzie według planu. Ale jeżeli pojawia się w nim dziecko — to znaczy, iż trwa dalej.

Idź do oryginalnego materiału