Chodźmy się pobrać

newsempire24.com 2 tygodni temu

Dzisiaj chcę opisać, jak moje życie zmieniło się przez jedną dziewczynę.

Mieszkam z rodzicami we wsi pod Krakowem. Zawsze byłem cichy i spokojny – może to wina wychowania, a może po prostu taki już jestem. Rodzice, Katarzyna i Marek, nigdy nie mieli ze mną problemów. Zawsze słuchałem, nigdy nie sprawiałem kłopotów.

Za płotem było inaczej. U sąsiadów ciągle słychać było krzyki i awantury. Weronika, samotna matka, wychowywała dwóch synów – Michała i Tomka. Chłopcy, zwłaszcza starszy Michał, byli żywiołowi.

„Michał, znowu dokuczasz bratu? Zaraz ci pokażę!” – słychać było z podwórka.

„To on zaczyna! Niech się nie czepia!” – odpowiadał Michał podniesionym głosem.

„Jak ty rozmawiasz z matką?!” – krzyczała Weronika.

Tak było codziennie. Często narzekała mojej mamie:

„Nie mogę sobie z nimi poradzić. U was zawsze spokój. Twój Wojtek to anioł, zazdroszczę ci, Kasia. No ale cóż, twój mąż też spokojny, widzę, iż Wojtek odziedziczył charakter po nim. A mój mąż był cholerykiem, wiecznie się awanturował… Gdyby nie pił, może by nie utonął… Michał to jego kopia, Tomek trochę spokojniejszy, ale też nie daje się zdominować. O, ja nieszczęśliwa…”

Mama tylko wzdychała: „Weronika, chłopcy mają energię. Na wywiadówce nauczycielka ostro skarżyła się na Michała. Ty nigdy nie przychodzisz.”

Michał i ja chodziliśmy do tej samej klasy. Ja uczyłem się przyzwoicie, on ledwo ciągnął.

„Nie chodzę na te zebrania. Wstyd słuchać narzekań na moich urwisów. Jak tylko widzę nauczycieli, omijam ich szerokim łukiem. Zaczynają jęczeć, a ja się czerwienię i pocę ze wstydu. Zazdroszczę ci, Kasiu, naprawdę. Twój Wojtek to złoty chłopak, a moje…” – machnęła ręką i odeszła.

Chłopcy dorośli. Michał pozostał żywiołowy, po gimnazjum rzucił szkołę. Tomek jeszcze się uczył.

„Zrobię prawo jazdy, pójdę do wojska, a potem się ożenię” – takie miał plany Michał.

Ze mną rozmawiał już jak równy z równym. Ja wciąż byłem cichy, lubiłem samotne spacery po lesie, zbierałem grzyby. Wieczorami siadałem na schodach przed domem i piłem herbatę. Czytałem książki.

Po szkole zostałem elektrykiem. Nigdy nie chciałem wyjeżdżać ze wsi. Rodzice by nie pozwolili.

„Tu są twoje korzenie, synu. Tu zostaniesz” – zdecydował tata. Nie protestowałem.

Na kursy jeździłem autobusem do Krakowa. Miasto mnie męczyło – za dużo ludzi. Z dziewczynami się nie zadawałem, choć niektóre na mnie zerkały. Parę razy któreś zapraszały mnie do kina, ale odmawiałem, tłumacząc, iż muszę wracać.

„Wojtek, tylko nie wiąż się z miejskimi dziewuchami” – ostrzegała mama. „Są przebiegłe. Złapią cię, a ty choćby nie zauważysz.”

„Daj spokój, mamo…” – mruczałem.

Bywałem w wiejskim klubie, spotykałem się z miejscowymi chłopakami, często z Michałem. Na dziewczyny nie zwracałem uwagi, więc i one mnie omijały. Nikt nie wiedział, iż w liceum podkochiwałem się w Asi, młodszej o rok. Ale nigdy bym się do tego nie przyznał. Bałem się jej.

„Czemu nie jestem taki odważny jak Michał? Dziewczyny lgną do niego, a ja… Boję się ich, czerwienię się… Podoba mi się Asia, ale nigdy się nie odważę jej o tym powiedzieć. Pewnie by się ze mnie śmiała. Jak tylko się zbliża, kolana mi się trzęsą. Pewnie zostanę starym kawalerem. A Michał już się żeni…”

„Wojtek, przygotuj się na moje wesele. Będzie w klubie. Przyjadą dziewczyny z sąsiedniej wsi. Nie bądź taki nieśmiały, bo zostaniesz sam” – śmiał się Michał.

Jego narzeczona, Kinga, była z wioski oddalonej o cztery kilometry. Nie wiadomo, czemu nie wybrał którejś z miejscowych, choć wiele za nim wzdychało.

„Dobrze, Michał, przyjdę” – obiecałem.

Wesele było huczne. W upalny letni wieczór tańczyli wszyscy – tylko ja siedziałem przy stole lub wychodziłem na powietrze.

Wtedy zauważyła mnie druhna Kingi – Dominika. Śledziła mnie wzrokiem. Jestem wysoki, ciemnowłosy, mam szare oczy – pewnie dlatego dziewczyny, które mnie nie znały, czasem się na mnie gapiły.

„Hej, podejdź bliżej” – usłyszałem wesoły głos i zobaczyłem przed sobą Dominikę.

„Cześć” – odparłem, czerwieniąc się.

„Znam cię. Jesteś synem pana Marka” – mówiła dalej. „Twój tata często wpada do nas, przyjaźni się z moim ojcem. Jestem Dominika, a ty… Wojtek, tak?”

Znowu się zaczerwieniłem. Coś bąknąłem w odpowiedzi, plecy miałem spocone. Dominika mi się podobała – może dlatego jeszcze bardziej się speszyłem. Stojąc obok mnie, rozprawiała bez końca, śmiała się. Ja tylko słuchałem i uśmiechałem się, bo bałem się powiedzieć coś głupiego.

„Chodź tańczyć!” – złapała mnie za rękę i pociągnęła w wir tańca.

Nigdy wcześniej nie tańczyłem, ale jakoś poszło. Muzyka była spokojna, objąłem ją lekko w pasie, a ona prowadziła.

„Tańczenie z dziewczyną jest fajne” – pomyślałem. „Dominika jest sympatyczna.”

Tańczyliśmy jeszcze kilka razy. Nie zauważyłem, jak minął wieczór. Gdy goście zaczęli się rozjeżdżać, powiedziała:

„Podobało mi się z tobą, Wojtek. Muszę już jechać z bratem. Do zobaczenia.”

Następnego dnia chodziłem jak nieprzytomny. Wciąż miałem przed oczami Dominikę – jasnowłosą, niebieskooką. To spotkanie zmieniło coś we mnie. Ale nie śmiałem jej szukać.

„Jak ja mogę jechać do obcej wioski i jej szukać? Co ludzie powiedzą? Pewnie już o mnie zapomniała. Może tylko zabijała ze mną czas…”

W sobotni wieczór usłyszałem głośne gwizdanie pod oknem. Wyjrzałem – stała tam Dominika, uśmiechała się i machała do mnie. Wyszedłem.

„Cześć, Wojtek! Przyjechałam” – wskazała na rower. „Zapraszam cię na koncert do nas. Jutro występuje zespół ludowy. Idziesz?” – mówiła, jakbyśmy się nigdy nie rozstawali.

„Idę” – od

Idź do oryginalnego materiału