Na hasło „Myszka Miki” pojawia mi się w głowie bajkowy slogan „tajemniczy mysi sprzęt” i raczej nie jest to postać, do której wracam. Trudno jednak nie trafić na Mikiego w kulturze, dlatego tym razem przyszła kolej na jego komiksowe wcielenie za sprawą Wydawnictwa Egmont i zeszytu Miki kontra Przymierze Złoczyńców.
Miki kontra Przymierze Złoczyńców opowiada o Mikim-agencie specjalnym, który musi zmierzyć się z nowa grupą super-złoczyńców. Przymierze ma na celu zahipnotyzować całe miasto za sprawą telefonów i pozbawić ich samodzielnego myślenia. Miki i przyjaciele z kolei próbują temu zapobiec.
Pachnie morałem? Jeszcze jak! Historia skierowana jest do młodszego czytelnika – takiego, co już ma telefon, ale czyta sobie sam. I muszę przyznać, iż to całkiem przyjemna opowieść. Jest raczej prosta i schematyczna, ale momentami potrafi zaskoczyć. Miki jest tutaj trochę Pepe Panem Dziobakiem, który wyprowadza w pole rzekomo mądrzejszych od siebie złoczyńców.

Miłym akcentem jest także lekko ironiczne poczucie humoru. Złoczyńcy mają opory przed używaniem nazwy Przymierze Złoczyńców, a okazyjna walka z olbrzymim robotem krabem zgrabnie wyśmiewa superbohaterkie motywy. Przywódca złoczyńców, Fantomen, jest pokazany bardzo humorystycznie.
Zobacz również: Wojna i pokój – recenzja komiksu. Poplątanie
Kreska jest bardzo przyjemna dla oka. Jest dynamicznie, kolorowo, postacie zachowują kreskówkową mimikę twarzy. Wszystkie rysunki są bardzo szczegółowe, a kadry ciekawie rozplanowane. Ładnie wypada też same miasto, które uparcie kojarzyło mi się ze Zwierzogrodem.
Miki kontra Przymierze Złoczyńców to fajny, lekki komiks dla młodszego czytelnika – dla dorysłych też może być. Cieniutki zeszyt czyta się na raz i chociaż jest którymś tomem z serii, sprawdza się także jako standalone.
Powyższa recenzja powstała w ramach współpracy z Wydawnictwem Egmont. Dziękujemy!
Fot. główna: Kolaż z użyciem okładki. Wydawnictwo Egmont.