Pobierzmy się – czas na naszą wielką miłość!

newsempire24.com 2 tygodni temu

“Chodźmy się pobrać”

Zbigniew to chłopak cichy i skromny. Mieszka z rodzicami na wsi, może tak go wychowali, a może już taki się urodził. Krystyna i Stanisław nigdy nie mieli problemów z synem – zawsze był posłuszny.

Z sąsiedniego podwórka stale dochodziły krzyki i awantury. Barbara – sąsiadka Krystyny i Stanisława – sama wychowywała dwóch synów, Jacka i Tomka, chłopaków w podobnym wieku. Ale to prawdziwe urwisy, zwłaszcza starszy Jacek, iż Barbara już nie wiedziała, jak go poskromić.

“Jacek, znowu dokuczasz bratu, zaraz ci pokażę… poczekaj tylko!” – takie słowa najczęściej słychać było z ich podwórka.

“To on pierwszy się czepia, niech się nie drażni, a ty zawsze po jego stronie!” – odpowiadał Jacek podniesionym głosem.

“A ty jak z matką rozmawiasz?!” – niosło się echem z sąsiedztwa.

I tak w kółko. Barbara narzekała Krystynie:

“Nie mogę sobie poradzić z tymi łobuzami. U was zawsze tak cicho i spokojnie. Twój Zbyszek to taki spokojny chłopak, zazdroszczę ci, Krysiu. No ale co tu mówić, twój Staś też spokojny, widzę, iż Zbyszek w niego poszedł. A mój chłop był żywiołowy, awanturnik, no i przedwcześnie pożegnał się z tym światem, przez swój charakter. Gdyby nie pił, to by nie utonął… Jacek to żywa kopia ojca, Tomek trochę spokojniejszy, ale też bratu nigdy nie ustępuje. Oj, dola moja, dola.”

“Tak, Basiu, twoi chłopcy to istne wichury. Na wywiadówce twojego Jacka nauczycielka ostro krytykowała, aż uszy więdły. A ty nie chodzisz na te spotkania.”

Ich synowie, Zbigniew i Jacek, chodzili do tej samej klasy, przyjaźnili się, razem chodzili do szkoły i z powrotem. Zbigniew uczył się przeciętnie, a Jacek ledwo ciągnął.

“Nie chodzę do szkoły. Wstyd słuchać narzekań na moich urwisów, zwłaszcza na Jacka, no i w pracy jestem… Nie uwierzysz, Krysiu, idę ulicą, widzę nauczycieli moich chłopaków, to zaraz skręcam w bok. Wiem, iż zaczną narzekać, a ja się wstydzę, cała czerwienię się i pocę” – zwierzała się Barbara. – “Zazdroszczę ci, Basiu, zazdroszczę ci w dobrym tego słowa znaczeniu. Twój Zbyszek to porządny chłopak, a moje…” – machnęła ręką i poszła do domu.

Chłopcy dorośli. Jacek pozostał takim samym urwisem, po dziewiątej klasie rzucił szkołę, Tomek jeszcze się uczył.

“Wyuczę się na kierowcę, odsłużę wojsko, a potem się ożenię” – takie plany miał Jacek.

Ze Zbigniewem rozmawiali już po męsku. Obaj dorośli. Zbigniew pozostał cichy i skromny, łagodny z charakteru. Lubił latem samotnie wędrować po lesie i zbierać grzyby. Wieczorami siadywał na schodkach przed domem i pił herbatę. Uwielbiał czytać książki.

Po szkole nauczył się zawodu elektryka w pobliskim miasteczku, nie planował wyjeżdżać ze wsi. No i rodzice by nie pozwolili. Jedyny syn.

“Tu, we wsi, są twoje korzenie, synu, tu będziesz żyć” – już dawno postanowił Stanisław, a Zbigniew nie protestował, nie miał zamiaru nigdzie wyjeżdżać.

Gdy uczył się w miasteczku, codziennie jeździł na zajęcia autobusem – tylko pół godziny drogi. Nie podobało mu się miasto, za dużo ludzi. Z dziewczynami się nie zadawał, choć niektóre na niego zerkały. A te bardziej śmiałe same proponowały pójście do kina, te, które nie wiedziały, jaki jest nieśmiały. Odmawiał, tłumacząc, iż musi zdążyć na autobus. Autobusy nie jeździły często, trzeba było się spieszyć.

“Zbigniew, uważaj tam, żebyś się nie wplątał w jakieś miejskie dziewczyny” – upominała surowo matka. – “One wszystkie takie przebiegłe, iż choćby się nie zorientujesz, jak cię omotają, pamiętaj…”

“Daj spokój, mamo, no co ty znowu…” – odganiał się syn.

Chodził wprawdzie do wiejskiego klubu, spotykał się z miejscowymi chłopakami, często bywał w towarzystwie Jacka. Ale na dziewczęta szczególnie nie zwracał uwagi, więc i one traktowały go podobnie. Nikt nie wiedział, ale Zbyszkowi w ostatnich klasach podobała się dziewczyna – Ewka, rok młodsza od niego. Ale nigdy się do tego przed nikim nie przyznał, bał się jej.

W myślach sam się beształ:

“Dlaczego nie jestem taki przebojowy jak Jacek? Wokół niego dziewczyny się uwijają, a ja… Ja choćby się boję dziewczyn, czerwienię się, wstydzę… Podoba mi się Ewka, ale nigdy się do tego nie przyznam, a już na pewno nie przed nią. A nuż będzie się ze mnie śmiała. Gdzie tam mnie do wyznań… Kiedy Ewka się do mnie zbliża, aż kolana mi się trzęsą. Chyba zostanę starym kawalerem. A Jacek ożeni się niebawem…”

“Zbyszek, przygotuj się na moje wesele. Będzie w klubie. Dziewczyny z sąsiedniej wsi przyjadą. Nie przegap okazji, bo zostaniesz starym kawalerem” – śmiał się Jacek, pokazując białe zęby.

Jola, narzeczona Jacka, była z sąsiedniej wsi, oddalonej o cztery kilometry. Tam właśnie znalazł miłość sąsiad Zbigniewa. Dlaczego nie wybrał którejś z miejscowych dziewczyn, choć wiele za nim wzdychało – to już inna sprawa.

“Dobrze, Jacku, na pewno przyjdę” – obiecał.

Wesele Jacka było huczne i wesołe. Druhną Joli była jej koleżanka z tej samej wsi. Był ciepły letni wieczór, grała muzyka, gości było mnóstwo. Większość tańczyła, a Zbigniew siedział przy stole lub wychodził na zewnątrz – w środku było duszno.

Właśnie wtedy zauważyła go żywiołowa druhna – Dagmara. Najpierw obserwowała go z daleka. Zbigniew był przystojnym chłopakiem – wysoki, ciemnowłosy, o szarych oczach – więc dziewczyny, które go nie znały, zwracały na niego uwagę.

“Cześć z bliska” – usłyszał Zbigniew wesoły głos i ujrzał przed sobą sympatyczną Dagmarę, druh

Idź do oryginalnego materiału