Michalina Brzuska debiutuje w serialu „Scheda”
„Scheda” to wielowątkowa opowieść o rodzinnych tajemnicach i relacjach, które wystawiane są na ciężką próbę w obliczu nagłych wydarzeń. W serialu produkcji MAX Michalina Brzuska wciela się w Maję – z pozoru wycofaną, małomówną bohaterkę, która obserwuje świat raczej z boku niż w centrum wydarzeń. Jej milczenie i powściągliwość stają się jednak siłą – to w spojrzeniach, gestach i subtelnych reakcjach kryje się prawdziwa intensywność tej postaci. Z czasem Maja przechodzi zaskakującą metamorfozę, pokazując, iż niepozorna „szara myszka” potrafi w kluczowym momencie wziąć sprawy w swoje ręce i stać się pełnoprawną bohaterką historii.
Jaką cenę płacą debiutujący w młodym wieku aktorzy?
Aleksandra Sil: Michalina, nie jest tajemnicą, iż „Scheda” to twój debiut na dużym ekranie i od razu w tak doborowym towarzystwie. Czy to częste, by jeszcze w trakcie nauki w Akademii Sztuk Teatralnych, zaczynać pracę w tak dużych projektach?
Michalina Brzuska: Wydaje mi się, iż raczej zaczyna się po szkole, ale każdy ma swój czas, czasem to przychodzi później, czasem wcześniej. Pozostaje tylko kwestia tego, czy da się to łączyć ze szkołą, bo jest ona dość wymagająca czasowo. Jestem bardzo wdzięczna, iż mogłam na drugim roku już spróbować takiej przygody, bo myślę, iż naprawdę nauczyłam się sporo, jeżeli nie tyle samo, co w szkole.
A.S.: Twój serialowy tata, czyli Bartosz Gelner, w jednym wywiadzie powiedział, iż gdy on miał premierę „Sali Samobójców”, wówczas rada pedagogiczna nie była zachwycona tym, iż gra w czasie trwania nauki. Od tego czasu minęło 10 lat. Powiedz, jak Twój debiut i ta praca w czasie trwania studiów zostały odebrane u ciebie?
M.B.: No niestety było troszkę problemów. Ja też to w jakimś stopniu rozumiem, bo nasza szkoła bardzo dba o to, żeby studenci byli zaangażowani, żeby tworzyli grupę, żeby dało się współpracować. W moim przypadku było ciężko o tyle, iż wszystkie moje dni zdjęciowe do „Schedy” odbywały się podczas sesji egzaminacyjnej w szkole. Więc nie mogłam podejść do egzaminów, nie mogłam zaliczyć semestru. Musiałam wziąć urlop dziekański. Ale teraz też się trochę cieszę z tego faktu, bo mogłam rzeczywiście skupić się na jednej rzeczy. Myślę, iż na dobre mi to wyszło, iż nie mieszałam sobie za dużo w głowie.
A.S.: A jaki odbiór jest teraz? W końcu wszyscy wiedzą, iż wzięłaś dziekankę po to, żeby pojechać na plan, żeby pracować, żeby się spełniać zawodowo. Czy spotykasz się z tym, iż inaczej się na ciebie patrzy?
M.B.: Może to odczułam, ale na pewno nie negatywnie. Raczej pedagodzy się cieszą, iż się rozwijasz (dopóki nie zawalasz obowiązków). Wydaje mi się, iż przed tym serialem byłam raczej taka nierozpoznawalna w szkole; nikt nie wiedział za bardzo, co ja robię, kim jestem. Wydaje mi się więc, iż jeżeli coś się zmieniło w moich relacjach w szkole, to tylko na plus. W szkole jest bardzo dużo osób, które grają w najróżniejszych projektach, więc pedagodzy nie zwracają na to uwagi jakoś bardzo. Raczej kibicują.
A.S.: Wracając jeszcze na chwilę do twojego serialowego taty – Bartek Gelner powiedział kiedyś, iż pracując na planie w czasie trwania szkoły teatralnej, częściej wynosił cenną lekcję z planu niż ze szkoły, oraz, iż trzymanie studentów w murach przez 5 lat niekoniecznie jest tak obfitym doświadczeniem praktycznym, jak wejście na plan i zobaczenie, z czym to się tak naprawdę je. Co ty o tym sądzisz?
M.B.: Myślę, iż chodzi o to, iż nasza szkoła jest bardziej teatralna niż filmowa. To rzeczywiście odczułam, iż trochę inaczej gra się przed kamerą. choćby nie chodzi o aktorstwo, tylko o system – jak to wszystko działa. Tego musiałam nauczyć się od zera. Jestem bardzo wdzięczna, bo tego bym się pewnie w szkole nie nauczyła, a przynajmniej jeszcze się nie nauczyłam do tej pory. AST w Krakowie skupia się na teatrze, z tego też słynie i oczywiście ma to swoje plusy i minusy. Mimo wszystko trzeba uderzać w te różne światy i cieszę się, iż miałam taką okazję.
A.S.: Chciałam zapytać cię o największą lekcję, którą wyciągnęłaś z bycia na planie. Co najcenniejszego wyciągnęłaś z samej obecności przed kamerą.
M.B.: Ktoś mi kiedyś powiedział, iż kamera uchwyci każdy szczegół, każdą emocję, iż nie trzeba za dużo robić. No i ja to chyba obalam [śmiech]. Wydaje mi się, iż właśnie trzeba dużo robić. Może to też specyfika tej konwencji, jaką jest serial. Może w filmie używa się jeszcze innego „typu” aktorstwa. Podczas „Schedy” nauczyłam się, iż trzeba bardzo uzewnętrzniać, to co bohaterzy przeżywają – grać „fizycznie”. To było konieczne w tym projekcie, pewnie też ze względu na dość skomplikowaną fabułę.
A.S.: A co cię najbardziej zaskoczyło?
M.B.: Może tempo kręcenia tych scen. To był naprawdę speed. Spodziewałam się, iż będą duble, różne warianty. Pamiętam, iż trzeba było gwałtownie myśleć. Do tego nadmorskie warunki czasem dawały w kość. To były moje pierwsze dni na planie zdjęciowym, więc uznałam, iż tak to zawsze wygląda. Dopiero potem znajomi mi uświadomili, iż to były naprawdę szalone warunki. Ale ja się świetnie bawiłam!
fot. Hania Szurgot
Michalina Brzuska: „Przed pierwszym sukcesem jest milion porażek”
A.S.: Debiut to dla wszystkich aktora moment stresujący. Czy zostałaś na planie objęta opieką starszych koleżanek i kolegów? Czy dostawałaś od nich rady i wskazówki?
M.B.: Myślę, iż najbardziej opiekowali się mną moi serialowi rodzice, czyli Bartek i Misia Łabacz. To właśnie z nimi konsultowałam sceny. Pamiętam, jak Misia poradziła mi, iż niedosyt jest lepszy, niż przesadza. Bartek z kolei dawał mi podpowiedzi, jak coś widać w kamerze, co można trochę przekłamać. Ale dostałam też masę wsparcia od reszty ekipy – miałam wspaniałą rozmowę o stresie z Bartkiem Kotschedoffem. Ania Kazejak bardzo dużo mi pomagała, tak praktycznie, podczas scen. Tomek, asystent reżyserki, ogarniał wszystkie moje logistyczne problemy. Wszystkim jestem ogromnie, ogromnie wdzięczna. Bo dzięki temu nie czułam się jakaś obca i osobna.
A.S.: Aktorzy starszego pokolenia często wspominają, iż debiutujący artysta musi mieć twardą skórę. Cezary Pazura niejednokrotnie wspominał fuksówkę w szkole aktorskiej i swoje pierwsze doświadczenia na planie. Zgaduję, iż te warunki się zmieniły już od tamtego czasu. Powiedz, jakie Ty masz doświadczenia?
M.B.: Kiedy próbujesz odnaleźć się wśród ludzi z takim wielkim stażem i doświadczeniem, to trzeba wykrzesać z siebie trochę siły, odwagi i starać się sobie zaufać. To chyba jest ta twarda skóra. Tak bym to rozumiała – iż zawsze, jak się zaczyna, są jakieś wątpliwości z tyłu głowy. Czy na pewno jestem dość dobra, żeby w tym być, czy znajdę pracę, czy się sprawdzę… No i trzeba to jakoś przejść.
A.S.: Powiedziałaś o cierpliwości i o zaufaniu do siebie. Czy są jeszcze jakieś cechy, które twoim zdaniem są ważne do tego, by czuć się dobrze samemu ze sobą, czy to w szkole teatralnej, czy na planie? Nie mówię tutaj tylko o aktorstwie, ponieważ myślę, iż każda początkująca osoba w swojej dziedzinie potrzebuje takiego zestawu cech, dzięki którym odnajdzie się lepiej w sytuacji.
M.B.: Myślę, iż cierpliwość to główny komponent. Zawziętość, żeby brnąć dalej i się nie poddawać. Sukces też często wymaga po prostu szczęścia, więc trzeba cisnąć. I być cierpliwym, bo wiadomo, iż przed jakimś sukcesem jest milion porażek.
A.S.: Kilka miesięcy temu rozmawiałam z Matyldą Giegżno, która zagrała w filmie „Światłoczuła” postać niewidomą. Mówiła wówczas, iż pozbawienie jednego zmysłu to dla aktora niemałe wyzwanie. Z kolei twoja postać nie za wiele mówi, przynajmniej w tych pierwszych odcinkach. I tutaj znowu pojawiło mi się pytanie, jak ty radziłaś sobie z tym, iż wyrazić możesz się tylko mimiką, wzrokiem.
M.B.: Maja faktycznie jest początkowo małomówna. Jest trochę introwertyczna, więc wydawało mi się oczywiste, iż nie będzie się wtrącać, iż raczej woli stać z boku, obserwować. To jest tym bardziej ciekawe, iż w późniejszych odcinkach przechodzi sporą metamorfozę, jest nagle w stanie przejąć kontrolę, być bardziej sprawcza w tej historii. Byłam bardzo podekscytowana tą przemianą. To jest takie marzenie aktorskie, żeby móc pokazać dwa zupełnie różne bieguny. Bardzo mnie to ucieszyło, iż mogłam zagrać tak kontrastowo. Żeby Maja była tą niepozorną, szarą myszką, żeby nikt się nie spodziewał, jaki jest jej kolejny krok.
A.S.: Na koniec powiedz mi, czy na twoim horyzoncie szykują się jakieś kolejne projekty?
M.B.: Przez ostatni semestr byłam dość skupiona na powrocie do szkoły i odbudowaniu mojej reputacji w AST. Ale za parę tygodni jadę do Ostrawy. Będziemy kręcić film wojenny o czeskim pilocie, który służył w Dywizjonie 303. Gram polską nauczycielkę, to mała rola, ale jestem bardzo podekscytowana. I znowu zdjęcia wyjazdowe! Więc super, będą wakacje [śmiech]. Jestem też w castingach do paru innych rzeczy, może coś się uda…
A.S.: Czego ci życzyć w takim razie?
M.B.: Myślę, iż po prostu powodzenia. Dzięki wielkie.
fot. Hania Szurgot