Kolejna wersja TMNT? W sumie czemu nie. Kotlet odgrzany po raz czterdziesty to jednak przez cały czas jest kotlet. Może nie musi być wcale taki zły.
Restart jednej z najbardziej popularnych serii komiksowych wszech czasów. Raphael siedzi w więzieniu. Michelangelo mieszka w Tokio, gdzie został gwiazdą telewizyjną. Leonardo podróżuje po świecie w poszukiwaniu wewnętrznego spokoju. Donatello utknął w zoo dla mutantów i jest zmuszany do walki ku uciesze bogaczy szukających mocnych wrażeń. Tymczasem czarne chmury gromadzą się nad Nowym Yorkiem. Nasi bohaterowie będą musieli ponownie połączyć siły i stawić czoła nadchodzącym zagrożeniom.
Żółwie wracają w pierwszej odsłonie nowej regularnej serii autorstwa niesamowitego Jasona Aarona, z udziałem plejady znakomitych rysowników, takich jak Joëlle Jones, Rafael Albuquerque i Cliff Chiang! Wszyscy fani Ostatniego Ronina powinni to przeczytać.
– opis wydawcy
Wojownicze Żółwie Ninja (2025), tom 1 jest dla mnie trochę właśnie jak taki kotlet. Jak już prawdopodobnie niektórzy zauważyli, nierzadko podejmuję się na łamach Popkulturowców recenzji rzeczy z tej franczyzy – a zakulisowo znam ich jeszcze spokojnie z 5 razy tyle. Naprawdę trudno mi było wyobrazić sobie w związku z tym scenariusz, w którym powstaje kolejny restart Żółwi i wciąż mnie czymś zaciekawia. I chociaż nie mogę jeszcze jednoznacznie stwierdzić, czy ten tegoroczny podołał temu wyzwaniu, to muszę przyznać, iż jego pierwszy tom pozytywnie mnie zaskoczył.

Tym razem nie zaczynamy historii od początku – podobnie jak w Ostatnim Roninie, tutaj również punktem wyjścia są dorosłe już Żółwie wyposażone w nielekki bagaż doświadczeń. Po jakiejś potężnej kłótni, której przyczyn póki co nie znamy, bracia zerwali ze sobą kontakt i porozchodzili się w swoje strony. Niektórzy, tak jak Donnie, wyszli na tym tragicznie. Inni za to, zwłaszcza Mikey, naprawdę dobrze się ustawili. Wszystkich ich jednak na powrót scala ich odwieczny nemezis – Klan Stopy. Nie wiadomo jeszcze, co konkretnie knuje, ale jedno jest pewne: nic dobrego. Zwłaszcza iż pierwszy etap jego planu to powybijanie żółwich braci, by przypadkiem nie weszli mu później w paradę.
Tak więc, w tej części komiksu mamy głównie motyw ponownego jednoczenia mutantów. Nic, czego byśmy nigdy wcześniej nie widzieli. Mimo wszystko wciąż zaskakująco przyjemnie się to czytało. Segmenty każdego z braci różnią się od siebie diametralnie; jedne są ciekawsze, inne mniej, ale we wszystkich coś się dzieje – czasem na poważnie, czasem nie. Kontrast ten dobrze działa i gwałtownie rozładowuje napięcie, jeżeli robi się zbyt mrocznie. Ewidentnie nie chcemy tutaj robić drugiej skrajnie ciężkiej emocjonalnie historii pokroju wcześniej wspomnianego Ronina. Owszem, mamy na start wątek Donatella, który do lekkich ni przyjemnych nie należy, aczkolwiek kilka później dostajemy też chociażby część z Leo próbującym zyskać szacunek losowych żółwiaków na plaży. Znanego we franczyzie, zwykle poważnego i odpowiedzialnego lidera płaszczącego się przed bezrozumnym gadem to się tu nie spodziewałam.

Aspekty humorystyczne, choć czasem deko żenujące, ogólnie wypadają bardzo dobrze w całym komiksie. Szczególnie już po ponownym połączeniu sił, kiedy bracia reaktywują między sobą wojnę domową. Bo nie, chłopaki zdecydowanie nie przeszli jeszcze do porządku dziennego ponad ostatnią kłótnią. Trójka z nich cały czas dogryza sobie nawzajem, sprzecza się, a choćby rzuca do reszty z łapami. Czwartemu z kolei do reszty już odbiła szajba, więc bardziej niż konfliktem zajęty jest gadaniem do szczurzego truchła. Sytuacja prezentuje się ogólnie raczej średnio, a jeżeli Żółwie się trochę nie ogarną, to Klan Stopy prędzej czy później faktycznie ich zaszlachtuje. Nie da się jednak ukryć, iż ich interakcje między sobą, jakkolwiek agresywne, bywają też niezmiernie zabawne.
Większość kwestii fabularnych okazała się dla mnie pozytywnym zaskoczeniem. Mam za to niestety pewien problem z warstwą graficzną tej historii. Wojownicze Żółwie Ninja (2025) postawiły na rysowanie każdego rozdziału przez kogoś innego. No nie jestem zwolenniczką takiego rozwiązania, nie będę ukrywać. Zwłaszcza iż niemal co drugi styl rysunku zwyczajnie mi się nie podobał. Nie twierdzę, iż którykolwiek z artystów nie umie rysować czy cokolwiek takiego, aczkolwiek bohaterowie z wodogłowiem to nie mój konik, z kolei na styl z wczesnego Mirage (czyli pierwszej, oryginalnej serii komiksów z Żółwiami) mam silne uczulenie. Z drugiej strony jednak chociażby segment Rapha był moim zdaniem śliczny, a to mój ulubiony Żółw, więc zawsze coś. Nie cała oprawa graficzna była więc zawodem. Jej poziom uważam po prostu za bardzo nierówny. No i okładkę dałabym chyba jednak do zrobienia komuś innemu…
Podsumowując, Wojownicze Żółwie Ninja (2025), tom 1 to pozytywne zaskoczenie. Odgrzewany kotlet? Owszem, ale wciąż całkiem smaczny. Dobrze, iż operujemy tu już na żyjących swoim życiem żółwiach, a nie lecimy z setnym origin story. Humor tego tomu przyzwoicie mi siadł, a sama fabuła choćby wciąga. Szkoda tylko, iż część zeszytów zupełnie nie podeszła mi graficznie. Mam szczerą nadzieję, iż w kolejnych częściach poziom rysunków będzie już bardziej stabilny.
Autor: Jason Aaron, Joelle Jones, Rafael Albuquerque, Cliff Chiang
Chris Burnham, Darick Roberston, Juan Ferreyra
Tłumaczenie: Paweł Bulski
Okładka: Rafael Albuquerque
Wydawca: Nagle! Comics
Premiera: 16 lipca 2025 r.
Oprawa: e-book
Stron: 176
Cena katalogowa: 89,90 zł
Powyższa recenzja powstała w ramach współpracy z wydawnictwem Nagle! Dziękujemy!
Fot. główna: materiały promocyjne – kolaż (Nagle! Comics)